"Bardzo ostrożnie podchodziłbym do takiej informacji" – tak skomentował najnowsze wieści płynące z Korei Północnej Nicolas Levi - francuski politolog polskiego pochodzenia. W rozmowie z dziennikarzem RMF FM Bogdanem Zalewskim analityk do spraw Korei w Instytucie Boyma zareagował w ten sposób na informację o krwawych czystkach w najbliższym otoczeniu komunistycznego dyktatora Kim Dzong Una. Południowokoreańska gazeta "Chosun Ilbo" podała, że Kim Jong Czol uznawany za prawą rękę przywódcy Korei Północnej Kim Dzong Una został zesłany do obozu pracy. (Był on odpowiedzialny za przygotowania do drugiego spotkania prezydenta USA Donalda Trumpa z Kim Dzong Unem.) Z kolei na obrzeżach Pjongjangu stracony został Kim Hjok Czol - były ambasador Korei Płn. w Hiszpanii, negocjator ds. atomowych oraz specjalny przedstawiciel Korei Północnej ds. kontaktów z USA, który kierował przygotowaniami strony północnokoreańskiej do szczytu w Hanoi. Razem z nim uśmiercono czterech urzędników resortu spraw zagranicznych reżimu.
Bogdan Zalewski: Rano usłyszeliśmy, że bliski współpracownik Kim Dzong Una został stracony. Co to oznacza? Jakby pan ten fakt zinterpretował?
Nicolas Levi: Po pierwsze, zastanowiłbym się, czy faktycznie takie wydarzenie miało miejsce. W miarę regularnie w mediach południowokoreańskich, a szczególnie w dzienniku "Chosun Ilbo", pojawiają się rzekome informacje, że niektóre elity z przywództwa północnokoreańskiego zostały stracone lub oddalone od władzy. Po jakimś czasie te same elity, które rzekomo zostały stracone, ponownie pojawiają się na scenie politycznej Korei Północnej. Zatem bardzo ostrożnie podchodziłbym do takiej informacji.
Czyli to takie "zmartwychwstanie"... medialne?
Przede wszystkim są to informacje, które pochodzą z nieznanych źródeł. Oczywiście, z przyczyn bezpieczeństwa nie są podane w tych mediach południowokoreańskich, gdyż później te same osoby pojawiają się na żywo w różnych wydarzeniach w Korei Północnej. Nie zmienia to faktu, że mają miejsce czystki, tak aby zagwarantować ciągłość w przywództwie Kim Dzong Una.