Na Węgrzech i Słowacji pojawiły się sugestie, że trwające problemy z pryszczycą, wysoce zaraźliwą chorobą, mogą być związane z bioterroryzmem – donosi Politico. Nie ma na to jednak żadnych dowodów naukowych.
- Na Węgrzech i Słowacji pojawiły się podejrzenia, że pryszczyca może być efektem bioterroryzmu, choć brak na to naukowych dowodów.
- Oba kraje podjęły intensywne działania w walce z chorobą, co przynosi pierwsze efekty.
- Eksperci, w tym czeski wirusolog Jiri Cerny, podkreślają, że wirus prawdopodobnie został przeniesiony przypadkowo, a hipoteza bioterroryzmu wymaga dalszych badań.
- Z dalszej części artykułu dowiesz się, jakie konsekwencje gospodarcze może mieć pojawienie się pryszczycy oraz jak Polska przygotowuje się na ewentualne zagrożenie.
Nasi sąsiedzi mają duży problem. Pierwszy przypadek od 50 lat wykryto na Węgrzech na początku marca w gospodarstwie przy granicy ze Słowacją. Na Słowacji z kolei potwierdzono sześć ognisk choroby. Zdaniem władz słowackich wirus pryszczycy trafił tam z Węgier.
Władze obu krajów próbują zapanować nad problemem przez szczepienia, kontrole i przymusowy ubój. Rząd w Budapeszcie powołał specjalną grupę zadaniową w celu powstrzymania rozprzestrzeniania się tej choroby. W związku z zagrożeniem Słowacja zaostrzyła kontrole na przejściach granicznych z Węgrami i Austrią. Część małych przejść granicznych została zamknięta. Kontrole mają tam potrwać do 7 maja. Te działania zdają się przynosić efekty, bo jak poinformował w piątek polski minister rolnictwa Czesław Siekierski, na terenie Węgier i Słowacji nie ma nowych ognisk choroby od 4 kwietnia.
Szef Kancelarii Premiera Węgier, Gergely Gulyas, w ubiegłym tygodniu jako pierwszy urzędnik zasugerował, że wybuchy mogą być wynikiem ataku biologicznego. Na tym etapie możemy powiedzieć, że nie można wykluczyć, że wirus nie był pochodzenia naturalnego, możemy mieć do czynienia z wirusem sztucznie stworzonym — powiedział Gulyás na konferencji prasowej, dodając, że podejrzenie opiera się na ustnych informacjach otrzymanych z zagranicznego laboratorium, których wyniki nie zostały jeszcze potwierdzone.
Gulyas nalegał, aby eksperci zbadali wszelkie możliwości "ataku biologicznego". Podobne przemyślenia na temat wybuchu ognisk pryszczycy ma słowacki minister rolnictwa. Richard Takac w wywiadzie na YouTube powiedział, że Słowacja rozważa podobną możliwość. Są różne spekulacje, różne pytania, które zadajemy sobie tutaj na Słowacji. Te same pytania zadaje również Komisja Europejska — powiedział Takac.
Dodał, że w oficjalnych dokumentach po spotkaniach na poziomie europejskim bioterroryzm jest wymieniany jako jedno z możliwych wyjaśnień pojawienia się pryczcycy. Ktoś mógł przywieźć wirusa tutaj z określonym zamiarem. To jest przedmiotem trwającego śledztwa — podkreślił.
Komisja Europejska nie chciała jednak komentować wypowiedzi słowackiego ministra. W odpowiedzi przesłanej Politico rzecznik KE zaznaczył: "Izolacja wirusa i sekwencjonowanie genomu są w toku w laboratorium referencyjnym UE i mogą pomóc wyjaśnić jego pochodzenie. Nie możemy spekulować ani na temat czasu, ani na temat wyników tej pracy".
Według mojej obecnej wiedzy nie ma dowodów wspierających ten scenariusz — powiedział wirusolog Jiri Cerny z Czeskiego Uniwersytetu Nauk Przyrodniczych w Pradze, odnosząc się do twierdzeń o bioterroryzmie. To nie oznacza, że powinniśmy ignorować możliwość alternatywnych wyjaśnień, ale raczej, że powinny być one dokładnie zbadane, a nie zakładane bez dowodów. To nie oznacza, że atak bioterrorystyczny jest prawdopodobnym wyjaśnieniem — dodał.
Cerny wyjaśniał, że wirus prawdopodobnie został przeniesiony przypadkowo i w ten sposób powinno myśleć się o tej sprawie, dopóki nie zostanie udowodnione, że było inaczej. Wirus może być przenoszony na zanieczyszczonych butach, odzieży, sprzęcie, a nawet piórach ptaków z gatunków migrujących. Podobne przypadki niezamierzonego wprowadzenia były dokumentowane w przeszłości — stwierdził naukowiec.
W sobotę minister Siekierski zaapelował na polsko-słowackiej granicy w Barwinku o zwiększenie ostrożności i czujności w związku z pryszczycą. Zapowiedział wysokie kary dla tych, którzy łamią przepisy. Powtórzył, że w Polsce nie ma pryszczycy, a służby pracują w stanie podwyższonej gotowości. Zaznaczył jednocześnie, że jeżeli pojawiłaby się w Polsce pryszczyca, to tysiące zwierząt trzeba będzie zlikwidować.
To by były wielkie szkody, także w wymianie handlowej, bo wtedy nie moglibyśmy eksportować polskiej żywności - ocenił minister.
Pryszczyca to choroba wirusowa niegroźna dla ludzi, ale bardzo zaraźliwa i groźna dla zwierząt. Atakuje parzystokopytne, zarówno zwierzęta hodowlane (krowy, świnie, owce, kozy), jak i dzikie. Szybko się rozprzestrzenia, powodując straty w rolnictwie, gospodarce i zagrożenie bezpieczeństwa żywności.
Choroba ma potencjał do zniszczenia rolnictwa zwierzęcego. Pryszczyca w Wielkiej Brytanii w 2001 roku spowodował kryzys rolniczy i turystyczny, który kosztował ponad 15 miliardów euro. Wówczas brytyjskie władze zlikwidowały ponad 6 milionów zwierząt w ramach działań mających na celu wyeliminowanie choroby. Niemcy również przypadek pryszczycy w styczniu, który od tego czasu został opanowany.
Ostatni przypadek pryszczycy w Polsce zanotowano w 1971 r.