Niektórzy amerykańscy policjanci zachowują się często "jak na polowaniu" i "robią wszystko, by złapać ‘tego złego’" - tak działania części swoich kolegów po fachu ocenia w rozmowie z dziennikarzem Polskiej Agencji Prasowej funkcjonariusz waszyngtońskiej policji Brian Porter. Z drugiej strony zauważa, że w trakcie protestów, jakie wybuchły w Waszyngtonie po zabójstwie George’a Floyda, funkcjonariusze są często wulgarnie obrażani, a w najtrudniejszej sytuacji są czarnoskórzy policjanci. "Nazywają nas ‘zdrajcami rasy’ czy ‘łowcami niewolników’" - opowiada.
Jak mówi Brian Porter, relacje Afroamerykanów z policją są w Stanach Zjednoczonych często "toksyczne", a po zabójstwie George'a Floyda - czarnoskórego 46-latka, który zginął w wyniku brutalnej interwencji białego policjanta, 44-letniego Dereka Chauvina - staną się, zdaniem Portera, jeszcze gorsze.
W kwietniu, a więc przed śmiercią Floyda, policji ufało - jak wynika z badań ośrodka Pew Research - 56 procent czarnoskórych i 84 procent białych Amerykanów.
Po zabójstwie George’a Floyda w USA wybuchła fala protestów, przeradzających się często w zamieszki.
Ochraniający waszyngtońskie protesty Brian Porter podkreśla, że - mimo wyzwisk - czuł się w ostatnich dniach bezpiecznie.
"Tutaj to mamy wakacje w porównaniu z tym, co jest na wschodzie miasta. Tam regularnie podczas interwencji sięga się po broń" - wyjaśnia.
Policjant ma na myśli część Waszyngtonu położoną na wschodnim brzegu rzeki Anacostia, która w większości zamieszkana jest przez Afroamerykanów. W policyjnych statystykach wypada ona relatywnie gorzej niż inne rejony miasta.
Zdaniem Portera, spowodowane jest to głównie gorszą sytuacją ekonomiczną.
"Tam jest ciężej o dobrą pracę, mieszkańcy zajęci są swoimi sprawami. Teraz akurat jest tam relatywnie spokojnie, nie ma dużych protestów" - relacjonuje.
Przyznaje, że podczas interwencji "za rzeką" i w trakcie protestów w centrum miasta funkcjonariusze są często wulgarnie obrażani, a w najtrudniejszej sytuacji są czarnoskórzy policjanci.
"Nazywają nas ‘zdrajcami rasy’, ‘łowcami niewolników’, mówią, że stoimy po złej stronie barykady" - opowiada.
W stołecznej policji nie prowadzi się jednak szkoleń, jak reagować na werbalną agresję na ulicach.
Brian Porter broni waszyngtońskiej policji, twierdząc, że nie ma w niej przyzwolenia na nadmierną przemoc.
"Za każdym razem, gdy stosujemy siłę, musimy mieć włączoną kamerkę, musimy też potem zdać z tego raport na kilka stron" - mówi.
Zaznacza, że niektóre metody - np. podduszanie - są przy zatrzymaniach zakazane.
Inaczej sytuacja przedstawia się w innych stanach USA. W Minnesocie dopiero po zabójstwie George’a Floyda zakazano policjantom podduszania.
Pytany o przypadki nadmiernej przemocy ze strony amerykańskich funkcjonariuszy Brian Porter odpowiada, że niektórzy z nich często zachowują się "jak na polowaniu" i "robią wszystko, by złapać ‘tego złego’".
Równocześnie zaprzecza, by w Waszyngtonie panowała w takich sprawach zmowa milczenia.
"Tak, jesteśmy tu jak bracia. Tego gościa obok nie znałem. Teraz jestem gotów za niego zginąć. Ale nie będę nigdy w jego sprawie kłamał" - zastrzega.
Za jedną z przyczyn przypadków braku profesjonalizmu w amerykańskiej policji mężczyzna uznaje krótkie, dwumiesięczne akademie.
Sposobem na poprawę sytuacji i wyeliminowanie międzyrasowych napięć jest również, jego zdaniem, rekrutacja do policji Afroamerykanów.
"W Waszyngtonie jest mnóstwo takich programów. W wielu miejscach jako Afroamerykanin masz fory" - mówi.
Policjant jest zdania, że podczas dwóch nocy zamieszek w Waszyngtonie po śmierci George’a Floyda sytuacja "była pod kontrolą", a agresywnych ludzi zatrzymywano.
"Wyszumiano się, nie da się wybijać szyb przez cały tydzień. Teraz jest całkowicie bezpiecznie" - ocenia.
Poza dziennikarzem Polskiej Agencji Prasowej Mateuszem Obremskim w pobliżu Białego Domu z Brianem Porterem rozmawiały również dwie Afroamerykanki.
"Dyskutuję z nim, bo jest czarnoskóry, do białego funkcjonariusza nawet bym nie podeszła. Proszę, napisz o tym" - stwierdziła jedna z nich.