"Chodziliśmy między ciałami. Chodziliśmy po zmarłych. Nieustannie stąpaliśmy po martwych ludziach" - opowiada 30-letni mieszkaniec libijskiej Derny. W niedzielę i poniedziałek doszło tam do katastrofalnych powodzi. Przerwane zostały dwie tamy. Według ostatnich informacji zginęło co najmniej 11 tys. osób.
30-letni Yousef Saleh Yousef Al-Shaari, który mieszkał w pobliżu jednej z przerwanych tam, opowiada dziennikarzowi NBC News, że w momencie ich pęknięcia dźwięk przypominał bardziej odgłos trzęsienia ziemi niż eksplozji.
Na dachach budynków siedzieli ludzie, krzyczeli, błagali o pomoc - ale nikt nic nie mógł zrobić. Nagle jeden z tych budynków zawalił się i woda zmyła go do morza - wspomina mężczyzna.
Jak opisuje, gdy woda opadła, ukazał się apokaliptyczny widok. Chodziliśmy między ciałami. Chodziliśmy po ciałach. Nieustannie stąpałeś po martwych ludziach - tylko po to, by wejść do budynków i ratować tych, którym udało się przeżyć - relacjonuje.
Urodziłem się w tym mieście, znam tu każdą ulicę. Ale po raz pierwszy nie wiedziałem, gdzie jestem. Nie byłem w stanie rozpoznać ulic - mówi. Mężczyzna wciąż poszukuje 29 członków swojej rodziny.
Kiedy wróciłem do Derny, odkryłem, że wszystko - mój dom, całe sąsiedztwo, jest pod wodą. Wszystko zniknęło - opowiada NBC News inny mieszkaniec tego libijskiego miasta. Mohamad Mahmoud Ismail Al-Shalwi na co dzień mieszka w Benghazi. Po informacji o powodzi w Dernie, wrócił do rodzinnej miejscowości.
Al-Shalwi wciąż nie wie, jaki los spotkał jego 12 krewnych. Najmłodszy z jego bliskich miał trzy miesiące. Jak mówi, każda minuta tej niepewności sprawia, że coś w środku niego umiera.