44-letni mieszkaniec Florydy został zatrzymany przez straż przybrzeżną po tym, jak próbował przepłynąć przez Ocean Atlantycki na domowej roboty statku, przypominającym kołowrotek dla chomika. Mężczyzna mówił, że chciał dotrzeć do Londynu. Jak się okazuje, to nie pierwszy jego taki wybryk.

Reza Baluchi został zatrzymany przez straż przybrzeżną około 110 km od wyspy Tybee w stanie Georgia 26 sierpnia. Służby podały, że odmówił zejścia ze "statku" i groził, że się zabije.

Ostatecznie 1 września 44-latek udało się go sprowadzić na ląd. 

Prowizoryczny statek, którym płynął Baluchi, przypominał kołowrotek dla chomika. Urządzenie składa się z dużego, metalowego bębna i boi wypełnionych powietrzem. "Maszyna" mogła poruszać się dzięki specjalnym łopatom.

"Funkcjonariusze ustalili, że Baluchi odbywał wyraźnie niebezpieczną podróż" - przekazano w aktach sprawy. Mężczyzna podczas kontroli nie pokazał dokumentów potwierdzających rejestrację swojego pojazdu wodnego. Zaznaczył, że do czasu zatrzymania "urządzenie działało sprawnie".

Jak podkreślono, podróż 44-latka rozpoczęła się, gdy urzędnicy przygotowywali się na nadejście potężnego huraganu.

"Nigdy nie zrezygnuję ze swoich marzeń"

Nie był to pierwszy taki wybryk Beluchiego. Na podobne podróże decydował się w 2014 i 2021 roku.

44-latek miał wówczas mówić, że podczas tych rejsów próbował zebrać pieniądze na różne cele charytatywne, m.in. na rzecz bezdomnych.

Moim celem jest nie tylko zbieranie pieniędzy dla bezdomnych, ale też zbieranie pieniędzy dla Straży Przybrzeżnej, zbieranie pieniędzy dla policji i straży pożarnej. Służą społeczeństwu, robią to dla bezpieczeństwa i pomagają innym ludziom - powiedział.

Nigdy nie zrezygnuję ze swoich marzeń - dodał.