Pięciu żołnierzom z brytyjskiej jednostki specjalnej (SAS), grożą zarzuty zabójstwa. Zdaniem przełożonych, dwa lata temu w Syrii, komandosi zabili dżihadystę zamiast go aresztować – ujawnił w środę dziennik „Daily Mail”.
Sytuacja miała miejsce dwa lata temu w Syrii. Według "Daily Mail" w trakcie operacji przeciwko bojownikom Państwa Islamskiego pięciu komandosów SAS obserwowało w nocy budynek, w którym mieli ukrywać się dżihadyści. Plan zakładał ich zatrzymanie. Tuż przed rozpoczęciem ataku podejrzani uciekli z posiadłości. Brytyjczycy śledzili ich z pomocą noktowizorów. Doszło wówczas do wymiany ognia.
Jeden z dżihadystów leżał nieruchomo za krzakiem - martwy, ranny lub po prostu próbując się ukryć. Żołnierze SAS zbliżyli się do niego i kilkakrotnie strzelili w jego stronę z bliskiej odległości, a później jeszcze raz, gdyż obawiali się, że może zdetonować kamizelkę z materiałami wybuchowymi. Gdy sprawdzono jego zwłoki, nie znaleziono jej. Taki egzemplarz znaleziono jednak w budynku.
Po wewnętrznym śledztwie dowódcy zarekomendowali przesłanie sprawy do prokuratury wojskowej, a jeżeli ta zdecyduje się na postawienie żołnierzom zarzutu zabójstwa, staną oni przed sądem wojskowym.
Gazeta informuje, że sprawa budzi niezadowolenie wśród szeregowych żołnierzy. Według nich dowództwo formacji przedkłada własne kariery nad ochronę podległego im personelu. Żołnierze boją się, że to może być precedens, który sprawi, że każde zabicie wroga podczas operacji specjalnych może zakończyć się zarzutami.
Wygląda na to, że kilka osób w łańcuchu dowodzenia szuka nominacji generalskiej. Wzięli więc sprawę, w której pięciu żołnierzy zastrzeliło kogoś na polu bitwy, zamiast aresztować, i pozwolili na wysłanie jej do prokuratury jako sprawy o zabójstwo. Ale dla osób, które ryzykują życie w tych niebezpiecznych operacjach to bardzo denerwujące. Czują się zdradzeni - cytuje "Daily Mail" źródło wojskowe, które dodaje, że dzięki śledztwu zwierzchnicy pięciu żołnierzy chcą się wybielić kosztem podwładnych.