Białoruski dyktator Alaksandr Łukaszenka podpisał dekret zaostrzający warunki przyjęcia do służby dyplomatycznej. Kandydaci i członkowie ich rodzin nie mogą mieć jakichkolwiek dokumentów wydanych przez inne państwa - takich jak zezwolenie na pobyt czy poświadczenie przynależności narodowej (np. Karta Polaka). Wiarygodność ich oświadczeń będzie weryfikowana wykrywaczem kłamstw.
Na dekret podpisany przez Łukaszenkę zwrócił uwagę niezależny od władz w Mińsku portal Nasza Niwa. Zwrócono uwagę, że wcześniej przeszkodą do zostania dyplomatą było zagraniczne obywatelstwo żony lub męża.
Obecnie o stanowisko nie mogą ubiegać się osoby, których współmałżonkowie posiadają zagraniczne zezwolenie na pobyt lub inny dokument uprawniający do stałego pobytu za granicą lub świadczeń tam przysługujących ze względu na poglądy polityczne, religijne lub narodowość. Dotyczy to także rodzeństwa, rodziców (w tym przybranych) i dzieci (w tym adoptowanych) - czytamy w dekrecie nieuznawanego przez społeczność międzynarodową białoruskiego przywódcy.
Decyzja o zatrudnieniu (lub przedłużeniu pobytu w służbie dyplomatycznej) osoby, której bliscy krewni posiadają taki zagraniczny dokument, jest uzgadniana z KGB. Przy zatrudnianiu dyplomatów będą oni zobowiązani do poddania się badaniu wariografem. Przewiduje się rozwiązanie stosunku pracy z już czynnymi dyplomatami, jeżeli okaże się, że krewny danej osoby taki dokument posiada.
Portal Nasza Niwa przypomniał, że już wcześniej Białorusini, którzy otrzymali zezwolenie na pobyt lub kartę Polaka, byli zobowiązani do poinformowania o tym białoruskich władz. Znane są przypadki, gdy pracownicy z kartami Polaka byli wzywani do kierownictwa przedsiębiorstw i zmuszani do oddania dokumentu dającego prawo do życia za granicą.
Jak wyjaśniają władze, zaktualizowane zasady uwzględniają zmieniającą się sytuację międzynarodową, podejście i instrukcje Łukaszenki do organizacji pracy organów służby dyplomatycznej oraz charakter jej zadań na tym etapie - informuje Nasza Niwa.