NATO wreszcie jest w komplecie. Po długich miesiącach oczekiwania, politycznych przepychankach z Turcją, a potem Węgrami, Szwecja w końcu oficjalnie stała się częścią najpotężniejszego sojuszu obronnego świata. Sztokholm nie zasiada do natowskiego stołu z pustymi rękoma. Szwedzi wniosą do Paktu Północnoatlantyckiego potężne siły morskie i powietrzne. Co istotne w dzisiejszych czasach - większość szwedzkiego sprzętu została stworzona z myślą o obronie przed Rosją.
Rosyjskim politykom jedna rzecz na pewno się nie udała. Moskwa chciała przestraszyć NATO i odepchnąć od siebie jego granice. Stało się odwrotnie. Kraje, które odmawiały uczestnictwa w Sojuszu przez dziesięciolecia, przekonała rosyjska inwazja na Ukrainę. Szwecja przez 200 lat starała się zachować neutralność. 7 marca Szwedzi ostatecznie zajęli pozycję na geopolitycznej scenie.
"Szwecja wnosi ze sobą zdolne siły zbrojne i najwyższej klasy przemysł obronny. Przystąpienie Szwecji czyni NATO silniejszym" - napisał w czwartek na platformie X sekretarz generalny Jens Stoltenberg. Moskwa przez cały czas szwedzkich starań nie ustawała w groźbach wobec Sztokholmu a wcześniej Helsinek, które dołączyły do Sojuszu w kwietniu 2023 roku. Rosjanie wiedzą bowiem najlepiej, że słowa Stoltenberga to nie jedynie kurtuazja.
Ku zdegustowaniu Władimira Putina, który groził Szwecji i Finlandii bliżej nieokreślonymi "konsekwencjami" za dołączenie do NATO, po przyjęciu obu krajów Sojusz Północnoatlantycki wydłużył swoją granicę o ponad 2140 kilometrów. Siły natowskie zyskują terytoria w Europie Północnej i Arktyce, niebezpiecznie (dla Moskwy) zaciskając pętlę wokół Bałtyku, który bywa już określany, jako wewnętrzne "morze NATO".
Zarówno Finlandia, jak i Szwecja - choć politycznie zachowując neutralność - przygotowywały się do odpierania rosyjskiej agresji przez całe lata. Dziś NATO zbierze owoce tych przygotowań. Jak informuje amerykański Newsweek, Sojusz zyskuje dwie siły, które choć militarnie zaliczane są raczej do płotek, mają za zadanie ugryźć Rosję bardzo boleśnie. Ich rola jest jednak dość specyficzna - chodzi o wykrwawienie Rosjan na północy kontynentu. Oczywiście, pod warunkiem, że do wojny w ogóle dojdzie...
Finowie wydają ponad 2 proc. swojego PKB na zbrojenia. Sztokholm ma wypełnić podstawowy warunek przynależności do NATO jeszcze w 2024 roku. Ale Szwedzi mają do zaoferowania coś znacznie więcej niż część PKB.
Pod kątem ilościowym, Szwedzi na Rosjanach wrażenia nie zrobią. Siły nowego członka NATO liczą zaledwie 24 000 czynnego personelu, 11 400 rezerwistów i 21 000 wojsk obrony terytorialnej, tzw. Gwardii Hemvärnet. Sztokholm obiecał, że swoje wojska będzie systematycznie rozbudowywał. W 2025 roku liczba poborowych zostanie zwiększona z 6 000 do 8 000.
Wojska lądowe są prężne, ale nie będą stanowić o głównej sile uderzeniowej szpicy natowskiej na wschodzie i północy. Szwedzka piechota wspierana jest 500 bojowymi wozami, w tym Stridsfordonami 90, zaprojektowanymi specjalnie na potrzeby armii. Sztokholm jest w stanie wystawić także około 120 czołgów typu Leopard 2.
Za główną linią starcia Szwedzi mogą ustawić na pozycjach bojowych 26 mobilnych systemów artyleryjskich Archer - nazywanych "skandynawskim bogiem wojny". Oczywiście, zaprojektowane przez szwedzkich konstruktorów. Archer jest najszybszą haubicą na świecie. Posiadająca zasięg do 60 km artyleria może w 75 sekund wystrzelić trzy pociski i odjechać ze stanowiska rozpędzając się do 90 km/h.
To wszystko brzmi imponująco, ale Szwecja swoje główne wysiłki zbrojeniowe skoncentrowała w zupełnie innych obszarach. Woda i powietrze - to tam Szwedzi pokażą pełnię swojego potencjału militarnego.
Morskie i powietrzne siły Szwecji zostały zaprojektowane do ochrony wybrzeża kraju, Morza Bałtyckiego i przestrzeni powietrznej aż do Arktyki. Tu kluczowe znaczenie odgrywają słynne gripeny. Stworzone przez - naturalnie - szwedzkiego producenta Saab myśliwce wielozadaniowe są perfekcyjnie dostosowane do ewentualnego konfliktu z Rosją. Mogą latać na niskim pułapie, posiadają wewnętrzny system do walki elektronicznej, są łatwe w utrzymaniu i mogą startować nawet z uszkodzonych pasów startowych, a nawet autostrad.
Do eliminowania zagrożenia z powietrza Szwedom służą amerykańskie zestawy Patriot o zasięgu około 120 km. Na mniejszych odległościach wrogów NATO razić będą systemy IRIS-T SLS, RBS 23 i RBS 70 - stanowiące swego rodzaju żelazną tarczę przeciwko nadlatującemu niebezpieczeństwu.
Jeżeli na lądzie Szwecja będzie tylko dodatkiem do głównych sił NATO, a w powietrzu stanowić będzie istotne uzupełnienie Sojuszu, to na morzu Szwedzi będą rządzić.
Od 7 marca rosyjskie porty na Morzu Bałtyckim w Petersburgu i Kaliningradzie muszą się mieć na baczności. Szwecja dysponuje obecnie czterema statkami podwodnymi - zaprojektowanymi specjalnie na płytkie wody Bałtyku. Dwa nowe podwodne szturmowce zostaną zwodowane w 2027 i 2028 roku.
Szwedzkie łodzie podwodne są przerażająco ciche. Do tego stopnia, że w czasie symulowanych walk ich wykrycie okazało się niemożliwe. Okręt klasy Gotland w grze wojennej był w stanie bezgłośnie podpłynąć do amerykańskiego lotniskowca i zatopić go swoim arsenałem.
Do tego dochodzi siedem okrętów klasy korwety, trałowce do odminowywania morza i zaminowywania go, jeden duży patrolowiec i kilkanaście mniejszych. Nie trzeba dodawać, że marynarka wojenna Szwecji została niemal w całości stworzona w kraju przez lokalnych producentów.
Szwedzi wnoszą do NATO wyspecjalizowaną armię i przemysł zbrojeniowy, wykorzystujący specyficzne i nowatorskie rozwiązania. Do tego wojska mogące działać w ekstremalnych warunkach, co stanowi niewątpliwie duży atut w kontekście możliwej rosyjskiej inwazji.
"Dobre rzeczy spotykają tych, którzy czekają" - powiedział sekretarz stanu USA Antony Blinken, otrzymując od premiera Ulfa Kristerssona dokumenty akcesyjne Szwecji. Miał rację. NATO czekało na Szwecję wystarczająco długo.