Szkoleniowe obozy terrorystów wszelkiej maści, gęsto rozsiane na terytorium Afganistanu i Pakistanu, stały się kolebką islamskiego terroryzmu. Między innymi dzięki amerykańskim funduszom. W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że USA same ukręciły na siebie bat. Tak jest w przypadku terrorysty nr 1 na świecie – Osamy bin Ladena, który swoją karierę rozpoczynał pod czujnym okiem instruktorów z CIA.
Wszystko zaczęło w czasie inwazji Związku Radzieckiego na Afganistan i późniejszej, trwającej prawie dziesięć lat wojny. W tym czasie Amerykanie przekazali miliardy dolarów na szkolenie i uzbrojenie walczących w Afganistanie z sowiecką armią mudżahedinów. CIA – zwłaszcza, gdy jej zwierzchnikiem był William Casey za czasów prezydentury Ronalda Raegana - była głównym sponsorem tej operacji, do której przyłączyły się tysiące muzułmańskich bojowników. Szacuje się, że na szkolenie i uzbrojenie mudżahedinów USA wydawały wówczas około 500 milionów rocznie. Najbardziej "obiecującym" bojownikom oferowano dodatkowy sponsoring i szkolenie CIA. W tym czasie do Afganistanu trafiło bardzo wiele nowoczesnej amerykańskiej broni, w tym wyrzutnie rakiet typu „ziemia – powietrza” - Stinger. To one siały postrach wśród pilotów radzieckich śmigłowców i samolotów. Po kilku latach to, co początkowo było zbieraniną mudżahedinów z różnych krajów, stało się dobrze zorganizowaną i dobrze wyposażoną armią. Dla muzułmańskich bojowników walka z sowieckim najeźdźcą - ateistycznymi komunistami - stała się niemal "świętą sprawą". Do afgańskich bojowników przyłączyło się wówczas ponad 30 000 ochotników z 30 państw, w tym Saudyjczyk Osama bin Laden.
<Gdy Rosjanie wycofali się z Afganistanu w 1989 roku, Amerykanie stracili zainteresowanie Afganistanem. Jednak islamscy bojownicy nadal napływali do tego kraju. Istniejące tam obozy szkoleniowe zapewniały bowiem szkolenie, zaś tocząca się wojna - niezbędne doświadczenie. Nauczyli się pogardy dla śmierci, uwielbienia dla kultu męczeństwa i religijnej ortodoksji. W ten sposób obozy stworzone do walki z komunizmem stały się szkołą muzułmańskich fanatyków.
Wojna Osamy bin Laden kontra Zachód rozpoczęła się w na początku lat 90., w czasie konfliktu w Zatoce Perskiej. Bin Laden "odkrył" wówczas, że Związek Radziecki w roli wroga zastąpiły Stany Zjednoczone, starając się "podbić" muzułmańskie ziemie. Terrorystyczna siatka bin Ladena zaczęła się rozrastać, obejmując co najmniej 34 kraje. Na szkolenie bojowników do „świętej wojny” przeznaczył on majątek odziedziczony po ojcu, szacowany na ponad 300 milionów dolarów. Zdaniem analityków Zachód popełnił jeszcze jeden błąd. W momencie gdy Talibowie, uczniowie szkół koranicznych, skrajnie interpretujący Koran, dochodzili do władzy w Afganistanie, Zachód nie zrobił nic by poprzeć walczącą z nimi opozycję. Stopniowo wojska Talibów, wspierane przez mudżahedinów-najemników, w dużej mierze opłacanych przez bin Ladena, przejęły kontrolę nad niemal całym krajem.
Dopiero teraz uwaga amerykańskich strategów zwraca się w kierunku opozycji. Zachodni eksperci uważają, że starając się uniknąć ofiar wśród cywilów w razie odwetowych nalotów na Afganistan, Stany Zjednoczone mogą zdecydowanie wesprzeć siły opozycji. Nawet po śmierci swego przywódcy Ahmeda Szacha Massuda, opozycyjne oddziały są nadal silne i jest mało prawdopodobne, by oddały w ręce Talibów dolinę Panczsziru, dolinę której w czasie wojny afgańskiej, mimo 9-krotnego szturmu nie udało się zdobyć nawet Rosjanom. Jednoczesne bombardowanie pozycji Talibów i wspieranie sił opozycji, mogą zdaniem ekspertów, dać Amerykanom czas niezbędny do wytropienia kryjówki bin Ladena. Wtedy do akcji mogłyby wejść siły specjalne - pojmać saudyjskiego terrorystę i jego najbliższych współpracowników, a potem przewieźć ich do Stanów Zjednoczonych, gdzie stanęliby przed sądem.
Agnieszka Srokosz RMF Kraków
16:00