Wczoraj po południu po raz kolejny amerykańskie i brytyjskie samoloty zaatakowały cele w strefie zakazu lotów w północnym Iraku - poinformowało kierownictwo Pentagonu.
Atak sił sojuszniczych był odwetem za ostrzelanie przez iracką artylerię przeciwlotniczą samolotów patrolujących strefę zakazu lotów na północy Iraku – poinformowało dowództwo amerykańskich sił zbrojnych. "Samoloty sojusznicze odpowiedziały na irackie ataki zrzucając bomby na elementy irańskiego systemu obrony przeciwlotniczej" - poinformowało w wydanym oświadczeniu amerykańskie dowództwo. Wszystkie samoloty, które wzięły udział w atakach powróciły do baz bez uszkodzeń. Północna strefa zakazu lotów została ustanowiona po wojnie w Zatoce w 1991 roku i dzięki niej ma być zapewnione bezpieczeństwo ludności kurdyjskiej. Podobna strefa jest na południu Iraku, gdzie ma swe siedziby szyicka opozycja wobec prezydenta Iraku Saddama Husajna.
Zdaniem premiera Zjednoczonego Królestwa były one potrzebne, aby Irak nie stał się w najbliższej przyszłości zagrożeniem dla świata. "Powodem, dla którego musimy działać jest powstrzymanie jego (Saddama Husajna) od stworzenia sobie możliwości ponownego zagrożenia światu" - powiedział Blair w czasie wizyty w Kanadzie. W odpowiedzi premier rządu kanadyjskiego Jean Chretien oświadczył, że w jego opinii "USA i W. Brytania próbują spowodować, by Saddam Husajn zrozumiał iż musi przestrzegać porozumień". Blair dodał, że w samym styczniu 2001 roku iracka obrona przeciwlotnicza dokonała więcej prób zestrzelenia samolotów patrolujących ONZ-owskie strefy zakazu lotów (północ i południe kraju) niż w całym roku poprzednim. Nie zadowolona jest z tego powodu Rosja. Szef wydziału zagranicznego ministerstwa obrony Rosji generał Leonid Iwaszow oficjalnie potępił amerykańsko-brytyjski atak - poinformowała agencja Interfax.
Foto EPA
04:10