Ani rząd, ani posłowie Prawa i Sprawiedliwości nie kontaktowali się z Państwową Komisją Wyborczą w sprawie zmiany ordynacji wyborczej – ustalił dziennikarz RMF FM Paweł Balinowski. Szereg modyfikacji w procesie wyborczym zapowiedział na kongresie PiS w Przysusze prezes Jarosław Kaczyński. Według naszych informatorów w PKW – wiele z nich trudno szybko i jednocześnie sprawnie wprowadzić. Mogą one też spowodować spadek frekwencji wyborczej.

REKLAMA

Prezes Prawa i Sprawiedliwości poruszył kilka istotnych kwestii - mówił o podwojeniu składów komisji wyborczych, tak, by jedna grupa zajmowała się zbieraniem głosów, a druga ich liczeniem. Kolejne sprawy to likwidacja jednomandatowych okręgów wyborczych w samorządach oraz kamery internetowe w każdym lokalu, które będą monitorowały proces liczenia głosów.

Do stycznia przyszłego roku powinniśmy zakończyć wprowadzanie zmian w ordynacji wyborczej - deklarował niedawno wicemarszałek Senatu Adam Bielan z PiS. Tymczasem, według naszych źródeł w Państwowej Komisji Wyborczej, do tej pory jedyna zapowiedź zmian to słowa Jarosława Kaczyńskiego. Ani przedstawiciele rządu, ani parlamentarzyści Prawa i Sprawiedliwości nie kontaktowali się w tej sprawie z PKW. Według Komisji, aby skutecznie i sprawnie przeprowadzić wybory samorządowe w listopadzie przyszłego roku lista zmian potrzebna jest już teraz - nawet jeśli ustawa zostanie przyjęta później.

Jest lista... problemów

Źródła RMF FM w Państwowej Komisji Wyborczej wskazują, że kwestie poruszone przez Jarosława Kaczyńskiego są bardzo skomplikowane, a skuteczne ich wprowadzenie wymaga pieniędzy i - przede wszystkim - czasu.

Podwójne komisje - jedna do zbierania, druga do liczenia głosów - to kłopot ze znalezieniem rąk do pracy. Już teraz jest problem z chętnymi do jednej komisji - to kilka dni wytężonej pracy, a zarobki są niewielkie. W przypadku, gdy trzeba będzie znaleźć niemal dwa razy więcej osób, może pojawić się rzeczywisty problem z brakami osobowymi w poszczególnych komisjach terenowych.

Likwidacja jednomandatowych okręgów w samorządach to również trudna sprawa - zachodzi konieczność poważnej przebudowy systemu informatycznego i dobudowania do niego nowych modułów. Wymaga to bardzo szybkiej decyzji, bo poza napisaniem oprogramowania potrzebne są też jego drobiazgowe testy. Nikt nie chce bowiem powtórzyć sytuacji z 2014 roku, gdy awaria systemu spowodowała szereg protestów i znaczne opóźnienia w publikacji wyników wyborów.

Ostatnia, ale nie najmniej ważna kwestia to kamery internetowe w lokalach. Takich kamer potrzeba ponad 28 tysięcy - jednak według PKW ta liczba to nie problem. Kłopot w tym, że zakup kamer to tylko czubek góry lodowej - by mogły one transmitować obraz z lokali na żywo w internecie, trzeba od zera zbudować potężną infrastrukturę informatyczną. Koszty są w tej chwili trudne do oszacowania, ale na pewno trzeba będzie kupić wiele drogich serwerów oraz zatrudnić ludzi do obsługi całego systemu.

Według Komisji tak szybkie wprowadzanie tak daleko idących zmian może spowodować spadek frekwencji wyborczej. Są np. sygnały - zarówno od wyborców, jak i potencjalnych członków terenowych komisji - że nie będą chcieli oni głosować i pracować w oku kamery.

(mpw)