"Jako fachowiec od hospicyjnej rzeczywistości doskonale wiedziałem, że przy tym paskudnym moim rozpoznaniu średnia czy mediana mówi: 14 miesięcy. I (…) potwornie sobie ten film wkręciłem (…). Im bardziej te miesiące mijały, tym było mi straszniej. Dopiero teraz, kiedy te 14 miesięcy mija - a widzą państwo, że nie wyglądam na gościa, który w przeciągu kilku tygodni miałby się zawinąć - uświadomiłem sobie, że to były tylko i wyłącznie emocje. Emocje, które nie pozwalały mi żyć normalnie i cieszyć się… no właśnie: smakiem życia" - mówi ks. Jan Kaczkowski w swoim vlogu z czerwca 2013 roku. W serii nagrań, które publikowane były na youtube’owym kanale BoskaTV, duchowny m.in. opowiada o swoich przeżyciach związanych z chorobą, prowadzi rozważania nt. cierpienia, radzi i podpowiada - również w żartobliwym tonie. Ks. Jan Kaczkowski, jeden z założycieli Puckiego Hospicjum Domowego, zmarł w poniedziałek po długiej walce z nowotworem. Miał 38 lat.
Vlogi ks. Jana Kaczkowskiego znajdziecie na youtube’owym kanale BoskaTV.
Witam państwa. Dzisiaj spotykamy się w naturalnej dla duchowieństwa katolickiego przestrzeni, czyli po prostu w knajpie. Skoro mówimy o smakowaniu życia, to dzisiaj będzie takie dosłowne smakowanie - tak, żartobliwie, rozpoczął ks. Kaczkowski vloga, opublikowanego 6 maja 2013 roku.
W teoretycznym wprowadzeniu przekazał, że "na przełomie XVII i XVIII wieku (...) nastąpiło rozluźnienie w stosunku Kościoła do łakomstwa, do grzechu obżarstwa". Jak mówił, w 1706 roku "dobrotliwy" biskup Montpellier wydał katechizm, w którym stwierdzał, że obok nieuporządkowanej istnieje uporządkowana przyjemność jedzenia i picia, czyli "zgodna z naszym sumieniem i z moralnością chrześcijańską". On mówił o tym, że ona jest wtedy zgodna, kiedy określa się pewnymi zasadami, kiedy jest nie w nadmiarze, kiedy się je na przykład z klasą. Dzisiaj postaramy się państwu pokazać, jak po katolicku dobrze zjeść i nie przekroczyć tej wąskiej granicy - zapowiedział i od słów przeszedł do czynów.
Na koniec uczynił zaś deklarację: Obiecuję, że następny odcinek też będzie o uczcie, ale uczcie dla mnie w życiu najważniejszej, bo uczcie eucharystycznej.
Kolejnego vloga ks. Kaczkowski rozpoczął od... przeprosin: Łaskawi państwo, przepraszam za poprzedni odcinek, który może był nazbyt frywolny. Dzisiaj, jak zapowiadałem, spotykamy się przy stole uczty eucharystycznej.
Spotykacie mnie państwo w takim dla mnie osobiście trudnym momencie życia, ponieważ nie mogę tej mszy świętej sprawować w kościele, bo dzisiaj się słabo czuję. (...) Mam ten problem, że trudno mi jest sprawować mszę świętą samodzielnie. Zawsze ostatnio, podczas choroby sprawuję niestety w koncelebrze. A ja strasznie nie lubię koncelebry - przyznał szczerze.
Był taki moment, kiedy byłem strasznie zły, ponieważ jako ksiądz nie mogę klękać, nie mogę zrobić "Pan z wami", jest mnóstwo rzeczy, które mnie ograniczają i po prostu strasznie denerwują i denerwowały. Wtedy uważałem - kiedy nie mogłem wstać samodzielnie, kiedy się nie mogłem ubrać (...) - że to cierpienie - bo to była jakaś forma cierpienia - mnie nie uszlachetniło. A teraz bym powiedział inaczej: że może ono i nie uszlachetnia, ale na pewno zmienia. (...) Myślę, że mnie jakoś pogłębiło. Że już nie wydaję takich autorytatywnych, apriorycznych sądów. Bo wydaje mi się, że kiedyś byłem bardziej ideologiem niż wierzącym - mówił ks. Jan Kaczkowski w nagraniu, opublikowanym 27 maja 2013.
Zagadnieniu cierpienia poświęcony był również kolejny odcinek, opublikowany 4 czerwca 2013 roku.
Zastanówmy się, co chciał nam przekazać doktor (Viktor E.) Frankl, jak mówiłem: z otchłani Holokaustu, kiedy mówił o emocjach, które rządzą naszym cierpieniem, że mniej cierpimy wtedy, kiedy zaczynamy rozumieć mechanizm cierpienia poprzez rozumienie emocji, które to cierpienie generują, niejako je wyzwalają. I zapytajmy się, czy cierpienie w dużej mierze, może w trzech czwartych, nie jest wynikiem tak naprawdę czasem naszych nieuzasadnionych emocji. Frankl mówi, że tak jest - mówił ks. Kaczkowski.
W dalszej części odwołał się do własnych doświadczeń, związanych z chorobą. Muszę powiedzieć, że wtedy, kiedy było ze mną naprawdę źle - zwłaszcza wtedy, kiedy cierpiałem psychicznie, bo tak naprawdę fizycznie jeszcze nigdy bardzo poważnie nie cierpiałem - to tak naprawdę najgorsze były te emocje, które dopadały do mojej szyi, które mnie chwytały w taki paniczny, zwierzęcy lęk na 15 sekund. I dopiero wtedy udawało mi się je opanować, jeżeli zdałem sobie sprawę, że to są tylko emocje, które często nie odnoszą się do rzeczywistości - opowiadał.
Bo ja jako fachowiec od hospicyjnej rzeczywistości doskonale wiedziałem, że przy tym paskudnym moim rozpoznaniu średnia czy mediana mówi: 14 miesięcy. I mówiąc współczesnym językiem, potwornie sobie ten film wkręciłem: że to będzie 14 miesięcy - i było mi z tym niezwykle trudno. I im bardziej te miesiące mijały, tym było mi straszniej. Dopiero teraz, kiedy te 14 miesięcy mija - a widzą państwo, że nie wyglądam na gościa, który w przeciągu kilku tygodni miałby się zawinąć - tak naprawdę uświadomiłem sobie, że to były tylko i wyłącznie emocje. Emocje, które nie pozwalały mi żyć normalnie i cieszyć się... no właśnie: smakiem życia - przyznał.
Nam dorosłym wydaje się, że jednym z najtrudniejszych zadań, które stoją przed nami, jest rozmowa z dziećmi o śmierci i umieraniu. Dlatego często unikamy tego tematu w rozmowach z najmłodszymi. Niesłusznie - przekonywał ks. Kaczkowski w innym swoim vlogu, opublikowanym 8 sierpnia 2013.
Na szczęście pojawiły się ostatnio publikacje, które może na pierwszy rzut oka wyglądają dość hardkorowo - czyli na przykład: "Gęś, śmierć i tulipan" i "Czy tata płacze?" - które pomogą nam poprowadzić nasze dzieci przez ewentualne trudne doświadczenie śmierci - podpowiedział.
W dalszej części nagrania przeszedł do lektury pierwszego z tych tytułów, omawiając jego treść krok po kroku.
Niezwykle księżowski wyczyn, czyli uczę się na nowo klękać. Wychodzi mi to już zupełnie nie najgorzej, ale przy okazji opowiem państwu o o wiele poważniejszym strachu, związanym z ewentualną wznową - tymi słowami ks. Jan Kaczkowski rozpoczął vloga z 10 grudnia 2013.
Otóż, kiedy pomyślę sobie o tym, że miałem kiedyś nowotwór nerek, który jest zaleczony, i zacznę o tym intensywnie myśleć, natychmiast bolą mnie okolice nerek. Kiedy przychodzi odebranie wyniku z Akademii Medycznej, dotyczące kolejnego odczytu ewentualnego rozrostu albo zmniejszenia się nowotworu mózgu - nie wiadomo dlaczego - pobolewa mnie głowa i wkręcam sobie film, że na pewno tam się coś rozwija - opowiadał.
W podsumowaniu filmu, na którym widzimy, jak ks. Kaczkowski z trudem wykonuje z pomocą rehabilitantki ćwiczenia, duchowny podkreśla: Proszę pamiętać, że połowa strachu jest tak naprawdę w naszej głowie. Jeżeli się boimy, to (...) jesteśmy w stanie wmówić sobie wszystkie możliwe choroby. (...) Jeżeli umiejętnie pracujemy z własnym strachem, jeżeli nauczymy się instrukcji obsługi samych siebie, to naprawdę jesteśmy w stanie przepracować, także z Panem Bogiem, każdy nasz niepotrzebny strach i lęk.
Vlogi ks. Jana Kaczkowskiego znajdziecie na youtube’owym kanale BoskaTV.