„Pabieda”, czyli zwycięstwo, w ¾ składa się ze słowa „bieda”, czyli klęska i od samego początku tak mówiono – opowiada o akcji w teatrze na Dubrowce moskiewski korespondent RMF, Andrzej Zaucha. W szturmie na teatr zginęli wszyscy Czeczeni, którzy zajęli budynek i 130 zakładników.
Konrad Piasecki: W pierwszą rocznicę ataku na moskiewski teatr na Dubrowce gościem jest Andrzej Zaucha, moskiewski korespondent RMF i autor ukazującej się dziś książki „Moskwa. Nord-Ost”. Ile jeszcze tajemnic kryją wydarzenia sprzed roku?
Andrzej Zaucha: Ciągle wiele. Nie wiemy nic na temat tego, jak działał sztab operacyjny, którego zadaniem było rozwiązanie tego problemu – walka z terrorystami - i zupełnie nie wiemy, co się działo w tym czasie na Kremlu. Nie wiemy, kto podejmował decyzje, jak wyglądał proces decyzyjny. Możemy się domyślać, że najważniejsze decyzje o szturmie i o tym, żeby zabić wszystkich terrorystów zapadały na samym szczycie.
Konrad Piasecki: A czy wiemy, jak mogło dojść do tego, że grupa 40 terrorystów przyjechała przez nikogo nie niepokojona do Moskwy, że opanowała teatr? Czy w Rosji uważa się, że ktoś za tymi ludźmi stał? Czy może to była ich samodzielna akcja?
Andrzej Zaucha: Pojawiają się takie teorie, że być może stały za nimi służby specjalne, że któraś z rosyjskich specsłużb – jest ich kilka – mogła stworzyć taką operację. Wydaje mi się, że te teorie nie są prawdopodobne. Rosjanie mówią tak: „Czeczeni się przesączyli do Moskwy”. Przygotowania trwały co najmniej 8-10 miesięcy. Jeden z czeczeńskich dowódców – Abu Bakar – kilka razy był w Moskwie. Stworzył tam siatkę terrorystyczną.
Konrad Piasecki: To jak działają rosyjskie służby specjalne, jeśli może dojść do takich rzeczy?
Andrzej Zaucha: Rosyjskie służby specjalne są owiane strasznym mitem KGB, ale w dużym stopniu jest to tylko iluzja i bardzo często popełniają błędy. Bałagan, jaki tam panuje często powoduje, że takie historie się mogą zdarzyć.
Konrad Piasecki: Uważasz, że ci ludzie działali samodzielnie, że nikt za nimi nie stał i to nie była jakaś prowokacja?
Andrzej Zaucha: Nie możemy wykluczyć, że ktoś za nimi stał. Może czeczeńscy dowódcy, może jakieś zagraniczne służby specjalne, ale to wszystko są dywagacje.
Konrad Piasecki: Czy dziś Rosjanie uważają, że akcja odbicia zakładników była sukcesem? Czy może jest poczucie, że to było tak po rosyjsku: miało być dobrze, a wyszło jak zawsze?
Andrzej Zaucha: Nie, to już oczywiście po rosyjsku i od samego początku ludzie tak uważali. Rosjanie mówią tak: „pabieda”, czyli zwycięstwo, w ¾ składa się ze słowa „bieda”, czyli klęska i od samego początku tak mówiono.
Konrad Piasecki: A dlaczego ta akcja pociągnęła za sobą aż tyle ofiar?
Andrzej Zaucha: Dlatego, że zapanował straszliwy, przerażający bałagan wokół teatru. Poza tym to była ogromna operacja – 900 osób zgromadzonych na widowni teatru w kilkudziesięciu rzędach, w każdym rzędzie kilkadziesiąt miejsc, ludzie bez przytomności, zwaleni jeden na drugiego i trzeba było ich wynieść, następnie odwieźć do szpitali. To była straszliwa operacja.
Konrad Piasecki: Odwożono ich autobusami, a dlaczego w tych autobusach nie było lekarzy, dlaczego w nich nie było pielęgniarek? Ci ludzie umierali w autobusach...
Andrzej Zaucha: Tak, bo człowiek, który odpowiadał za operację ratunkową bał się, że nastąpi wybuch, dlatego spieszył się, chciał, żeby jak najszybciej wywieźć stamtąd wszystkich i wysłał na początek autobusy, które zablokowały drogę.
Konrad Piasecki: A dlaczego bez pielęgniarek były te autobusy?
Andrzej Zaucha: To też jest zagadka. Nie wiadomo dlaczego dopiero godzinę po szturmie zaczęto akcję ratunkową. Tego nie wiemy.
Konrad Piasecki: Mówisz, że wszyscy żyli tam obawą wybuchu, ale twoim zdaniem, dlaczego tego wybuchu nie było? Wydawało się, że Czeczeni są doskonale przygotowani do wysadzenia tego teatru. Oni tym grozili, ale dlaczego się nie zdecydowali? Przecież musieli sobie zdawać sobie sprawę z tego, że akcja sił specjalnych się rozpoczyna.
Andrzej Zaucha: To paradoksalne, ale być może nie chcieli takiej liczby ofiar, nie chcieli, żeby tam zginęło 900 osób, czy 1000 osób, dlatego, że jeszcze bardziej pogrążyliby ideę czeczeńską. Oni próbowali tym wymusić ustępstwa ze strony władz, więc być może nie chcieli takiej liczby ofiar. Mówi się, że służby specjalne zamieniły zapalniki w materiałach wybuchowych. Nie można tego oczywiście wykluczyć, ale Czeczeni, gdyby doszło do tego, że próbowaliby się wysadzić, a bomby nie wybuchłyby, to mieli jeszcze granaty ręczne. Tutaj już nie można zmienić zapalników we wszystkich stu granatach ręcznych. Mogli zarzucić widownię granatami ręcznymi i uzyskać ten sam efekt. Nie zrobili tego.
Konrad Piasecki: A co ci zakładnicy, z którymi rozmawiałeś, jak oni opisują reakcję czeczeńskich terrorystów, kiedy zorientowali się, że rozpoczyna się atak sił specjalnych? Co oni wtedy robili?
Andrzej Zaucha: Mężczyźni uzbrojeni wybiegli na korytarze i zaczęli strzelać w kierunku, z którego podejrzewali, że nadejdą komandosi. Kobiety natomiast pozostały na widowni z materiałami wybuchowymi i wkrótce zasnęły. Ale te, które zrozumiały, że to ostateczny szturm, że za chwilę wszystko się skończy, mówiły zakładniczkom: „Uciekajcie stąd, bo zaczął się szturm, bo zaraz może tu być rzeź”.
Konrad Piasecki: A nie mówiły: „Uciekajcie, bo zaraz odpalimy ładunki wybuchowe”?
Andrzej Zaucha: Nie, nie mówiły. I żadna z nich, choć miały taką możliwość – między momentem, kiedy na widownię został wpuszczony gaz a momentem, kiedy one usnęły minęły 2 – 3 minuty – nacisnąć guzik. Nie zrobiły tego.
Foto: Marcin Wójcicki RMF Warszawa
17:50