Zarzut spowodowania katastrofy drogowej postawi prokuratura w Dąbrowie Górniczej kierowcy ciężarówki, który w czwartek wymusił pierwszeństwo i uderzył w bok autokaru wiozącego dzieci. Zginęła 10-latka, ponad 40 osób trafiło do szpitala.
Dzień po wypadku pogorszył się stan zdrowia jednej z rannych dziewczynek - trzeba ją było przenieść z chirurgii na oddział intensywnej terapii. Na szczęście po chwilowym kryzysie dziewczynka czuje się już lepiej. Nadal jako krytyczny określany jest stan drugiej uczennicy leżącej w tej samej klinice. W sumie przebywa tam pięcioro dzieci, które najbardziej ucierpiały w wypadku. Posłuchaj relacji reportera RMF Marcina Buczka:
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Prokuratorzy przez cały czas wyjaśniają okoliczności wypadku. Jeśli zostaną zgromadzone odpowiednie dowody, prokuratura postawi zarzuty 29-letniemu kierowcy ciężarówki. Mężczyzna z urazem głowy i podejrzeniem krwiaka mózgu trafił do szpitala. Na razie nie wiadomo, kiedy będzie można go przesłuchać
Dodajmy, że badanie alkotestem krótko po wypadku wykazało, że kierowca ciężarówki był trzeźwy, dla pewności pobrano jednak krew do badań. Zbadana będzie też krew kierowcy autokaru.
Przypomnijmy: Za sprowadzenie katastrofy w ruchu lądowym grozi kara od roku do 10 lat więzienia, a jeżeli następstwem jest śmierć człowieka lub uszczerbek na zdrowiu wielu osób, kara rośnie do 12 lat.
- To bardzo niebezpieczne miejsce - mówią o skrzyżowaniu w Dąbrowie Górniczej okoliczni mieszkańcy, którzy wyliczają śmiertelne wypadki w tym miejscu. Dzień po wypadku ruch aut wrócił tu do normy, na drogę wyjechało też wiele kierujących się do pobliskiej koksowni ciężarówek.
Zdaniem mieszkańców, skrzyżowanie jest źle oznakowane i brakuje znaku „stop” na bocznej drodze. Mówią, że to także mogło przyczynić się do tragedii.
Na poboczu nie ma już niszczonych samochodów. Pozostały tylko odłamki szkła i wysypany z ciężarówki nawóz. Kierowca jednego z przejeżdżających tędy autobusów zatrzymał się, by zapalić znicz na miejscu tragedii.