Pracujący w kopalni Mysłowice-Wesoła ratownicy rozpoczęli penetrowanie wyrobiska, w którym może znajdować się zaginiony po wypadku górnik. Wcześniej uniemożliwiały to warunki zagrażające ich bezpieczeństwu. W rejonie poszukiwań nie dało się oddychać. Są też znane dwie wstępne hipotezy dotyczące zapalenia się i wybuchu metanu w kopalni. Pierwsza to tak zwane roboty strzałowe na dole, a druga to podziemny pożar, który miał wybuchnąć jeszcze przed wypadkiem.
Ratownicy ruszyli drogą, która powinna doprowadzić ich do poszukiwanego. Miejsce, gdzie on przebywał, jest zlokalizowane na podstawie tego, co mówili jego koledzy, którzy widzieli go ostatni raz. To nie znaczy, że on będzie dokładnie w tym miejscu - zastrzegł rzecznik Katowickiego Holdingu Węglowego Wojciech Jaros. Z zeznań jednego świadka, wynika, że poszkodowany znajduje się około 200 do 300 metrów od wylotu zużytego powietrza.
Przedstawiciel Kompanii wskazał, że ratownicy mają do pokonania ok. 700 metrów w bardzo ciężkich warunkach - w zadymieniu, przy wysokiej temperaturze i przy wysokim stężeniu trujących gazów. Drużyny nie mogą też stosować sprzętu mechanicznego - muszą więc pracować ręcznie. W związku z tym te siedemset metrów może trwać godzinę, dwie godziny, albo kilkanaście - zasygnalizował Jaros.
Ratownicy pracują w aparatach tlenowych. Powietrze jest tłoczone specjalnym rurociągiem pod ziemię.
Nie wiadomo, czy zaginiony górnik żyje. Wiadomo, że kiedy doszło do wybuchu metanu, mężczyzna uciekał razem z innym pracownikiem zakładu. Gdy po wyprowadzeniu i przeliczeniu pracowników stwierdzono, że brakuje jednego z nich, ratownicy przystąpili do poszukiwań - poinformował rzecznik prasowy kopalni.
Jednym z pierwszych działań ratowników stało się rozciągnięcie tzw. linii chromatograficznej - długiej na kilometr rurki zasysającej powietrze z rejonu zdarzenia i wyrobisk, którymi będą przechodzić zastępy mające odnaleźć poszukiwanego.
Bardzo ważnym jest tu upewnienie się, że zawartość metanu w atmosferze nie zagraża wybuchem. Wyniki kolejnych pomiarów nie były jednoznaczne, dlatego komisja wypadkowa do godz. 12 we wtorek nie podjęła decyzji pozwalającej ratownikom na wejście do rejonu - wyjaśniał rzecznik KHW.
Choć wczoraj wieczorem wydobycie w kopalni wstrzymano, prowadzono tam tak zwane roboty strzałowe, a zakończono je niedługo przed samym wypadkiem. Wskazano jednak, że pod ziemią mógł też być pożar, na przykład w tak zwanych węglowych zrobach i niewykluczone, że po to, aby to zbadać, na dół wczoraj wieczorem zjechali ratownicy.
Pojawiają się głosy, że zagrożenie metanowe w kopalni zignorowano. Dziś dotarły do nas anonimowe sygnały, że w piątek na tej samej ścianie w kopalni Mysłowice - Wesoła zapalił się metan - powiedział prezes WUG-u. Podkreślił, ze trwa sprawdzanie tych informacji.
O tym, że już od piątku zeszłego tygodnia było wiadomo o pożarze w ścianie mówili nieoficjalnie górnicy. Takie wpisy pojawiały się także pod naszymi artykułami. ~górnik pisał: To było wiadome, tam od kilku dni był pożar a oni fedrowali dalej. ~czarna20887, przedstawiająca się jako żona jednego z pomagających przy akcji ratunkowej - opisywała: Wrócił cały zapłakany, w szoku po tym co zobaczył. Prokuratura powinna się wziąć za całą dyrekcję kopalni! Ci ludzie w ogóle nie powinni się tam znajdować: ściana paliła się od piątku, a czujniki wykrywające metan leżały w błocie!
W momencie wypadku w strefie zagrożenia znajdowało się 37 górników, 29 trafiło do szpitali. Stan 18 górników leczonych w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich, po katastrofie w kopalni Mysłowice-Wesoła, jest bardzo poważny, zagrażający życiu. 7 z nich jest na oddziale intensywnej terapii.
PRZECZYTAJ ROZMOWĘ Z OJCEM ZAGINIONEGO GÓRNIKA
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
(mal)