Zarejestrowałem Zytę Gilowską, by chronić ją przed SB - zeznał w Sądzie Lustracyjnym Witold Wieczorek, oficer, który miał rzekomo prowadzić byłą wicepremier. Jego zdaniem, była minister finansów nie była świadomym agentem kontrwywiadu.
Wieczorek zaznaczył także, że formalnie i poprawnie - wg zasad SB - nie pozyskał Gilowskiej jako współpracownika. Formalne pozyskanie do współpracy – jak tłumaczył – powinno polegać na odbyciu rozmowy i przyjęciu zobowiązania do współpracy. Powinien także zostać sporządzony raport dla przełożonego. Były esbek ujawnił, że w tym przypadku był tylko raport, ale mimo to przełożony zaakceptował rejestrację.
Wieczorek stwierdził, że zarejestrował byłą wicepremier, by chronić ją i jej męża przed zespołem SB zajmującym się zwalczaniem Solidarności. Były funkcjonariusz SB ujawnił także, że pod koniec lat 80. sam wnioskował, by zniszczyć teczkę personalną i teczkę pracy TW "Beata" jako "nieprzydatne". Zeznał, że nie wie, co się z nimi stało.
Oświadczył też, że nie wypłacał jej żadnych pieniędzy. Wcześniej sąd ujawnił, że według przekazanych przez IPN dwóch raportów z funduszu operacyjnego SB, agentka "Beata" otrzymała dwukrotnie od prowadzącego ją Wieczorka wynagrodzenie - 10 czerwca 1989 r. 11 tys. zł i 12 grudnia 1988 r. - 1100 zł. - Trudno mówić o satysfakcji z tego, że była tu mówiona prawda - tak słowa Witolda Wieczorka komentuje Zyta Gilowska.
Witold Wieczorek plątał się w zeznaniach, zasłaniał się niepamięcią lub niewiedzą. Chwilami przyznawał się, że tylko „spekuluje”, a to precyzyjnie odnotowywał sąd. Sędzia Małgorzata Mojkowska wiele razy brutalnie obnażała brak logiki w słowach Wieczorka. On sam zaś sprawiał wrażenie dość bezradnego, rozkojarzonego i zdenerwowanego zainteresowaniem mediów.
Po kilku godzinach drzwi sali sądowej zamknęły się – rozpoczęła się tajna część procesu lustracyjnego Gilowskiej.
Do południa przez prawie dwie godziny wyjaśniania składała Zyta Gilowska. Była premier swoje oświadczenie rozpoczęła od stwierdzenia, że nigdy nie była agentką SB. Zaznaczyła także, że nigdy z całą pewnością nie podpisała zobowiązania do współpracy z SB ani żadnego innego dokumentu dla służb specjalnych PRL.
Była wicepremier zaprzeczyła także, aby kiedykolwiek otrzymała pieniądze od Wieczorka: Nie świadczyłam żadnych usług na rzecz Wieczorka, więc jak mogłam brać za to wynagrodzenie? - mówiła poirytowana Gilowska. Posłuchaj także relacji Agnieszki Burzyńskiej:
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
- Z czyjegoś widzimisię mam zdemolowane życie, od 3 lat się martwię, o co chodzi. To się rozlało jak trucizna, czuję się zatruta - mówiła po rozprawie była wicepremier. Gilowska liczy, że jej proces zakończy się jeszcze w tym miesiącu.
Przypomnijmy. Wniosek o lustrację Gilowskiej złożył Rzecznik Interesu Publicznego, ale sąd I instancji odmówił wszczęcia procesu. Tłumaczył, że Zyta Gilowska nie pełni funkcji publicznej – pani premier kilka dni wcześniej została zdymisjonowana. Jednak po zażaleniu Gilowskiej sąd II instancji wszczął sprawę z urzędu.
Sama Gilowska twierdzi, że jej oświadczenie lustracyjne jest prawdziwe. Uznała, że padła ofiarą "szantażu lustracyjnego" i złożyła w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury.
Po zapoznaniu się z tajnymi aktami sprawy w sądzie była minister finansów mówiła, że jest zdumiona, jak przy pomocy takich świstków dokonano w istocie w Polsce zamachu stanu i wygoniono ją z rządu. Oceniła, że materiały nie dawały Rzecznikowi podstaw do wystąpienia o jej lustrację.