Ceremonia pogrzebowa pięciu 15-latek, które zginęły w pożarze escape roomu w Koszalinie, zaplanowana na czwartek rozpocznie się o godz. 11 mszą w Kościele św. Kazimierza. Uroczystość pogrzebową organizuje miasto Koszalin.
Ceremonia zaplanowana na czwartek rozpocznie się o godz. 11 mszą w Kościele św. Kazimierza. Uczestniczyć w niej będzie tylko najbliższa rodzina. Do kościoła będzie można wejść za zaproszeniem - poinformował rzecznik koszalińskiego magistratu Robert Grabowski.
Na zewnątrz świątyni ma być ustawiony telebim. Po mszy planowany jest przejazd konduktu pogrzebowego. Trasa jest jeszcze ustalana.
Tragicznie zmarłe dziewczęta spoczną razem, obok siebie na cmentarzu komunalnym.
W czwartek nie będą odbywały się zajęcia dydaktyczne w SP nr 18, w której uczyły się ofiary pożaru. Dyrektor szkoły Karina Gajda zapewniła, że szkoła zorganizuje opiekę dla dzieci, które do niej przyjdą. Jednocześnie zwróciła się do rodziców, by tego dnia spróbowali znaleźć dla nich opiekę poza szkołą. Nauczyciele i uczniowie chcą uczestniczyć w pogrzebie.
W poniedziałek Sąd Rejonowy w Koszalinie zdecydował o tymczasowym, trzymiesięcznym areszcie dla Miłosza S. - krewnego osoby, na którą formalnie zarejestrowany był escape room w Koszalinie. W niedzielę usłyszał zarzuty umyślnego stworzenia niebezpieczeństwa wybuchu pożaru i nieumyślnego doprowadzenia do śmierci osób, które w nim zginęły. Według wstępnych ustaleń przyczyną tragedii było rozszczelnienie butli z gazem.
Sąd uznał, że Miłosz S. mógłby mataczyć, choćby nakłaniać inne osoby, które będzie trzeba przesłuchać, do składania fałszywych zeznań.
Miłosz S. prowadzi działalność w różnych miejscach kraju, a to mogłoby utrudniać kontakt z nim, czy wręcz ułatwiać mu ukrywanie się.
27-latek odmówił składania wyjaśnień. Grozi mu nawet 8 lat więzienia.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Liczyliśmy się z tym, że taki środek zapobiegawczy zostanie zastosowany. To nie jest teraz kwestia oceny materiału dowodowego, a kwestia traumy, która jest po każdej stronie - powiedział mecenas Wiesław Breliński, jeden z obrońców Miłosza S.
Breliński poinformował, że obrona chyba nie będzie wnosić zażalenie na postanowienie sądu dotyczące zastosowania tymczasowego aresztu wobec Miłosza S.
Sam charakter zdarzenia powoduje sytuacje taką, by to postępowanie toczyło się w sposób wartki. Jeśli złożymy zażalenie, to akta pójdą do sądu okręgowego i utkną tam na okres miesiąca. Postępowanie nie będzie się toczyło, a my chcemy zamknąć kwestię dotyczącą postępowania dowodowego w możliwie jak najszybszym terminie - poinformował.
Dodał, że Miłosz S. nie chciał, by doszło do takiej tragedii. Stało się tak, że wszyscy płaczemy. Nasz klient nie daje sobie rady z tym wszystkim, co się wydarzyło - powiedział.
On jest załamany. Nawet do protokołu wskazywał, że gdyby mógł, oddałby swoje życie, żeby tylko ta tragedia się nie stała - dodał mecenas Wojciech Janus, drugi z obrońców Miłosza S.
W tragicznym pożarze w escape roomie przy ul. Piłsudskiego 88, który wybuchł w piątkowe popołudnie, zginęło pięć 15-letnich dziewcząt, uczennic III klasy gimnazjum. Julia, Karolina, Amelia, Wiktoria i Małgorzata. Wizytą w pokoju zagadek świętowały urodziny jednej z nich.
W pożarze poważnie ucierpiał 25-letni pracownik obiektu. Mężczyzna został przesłuchany przez prokuratura w niedzielę w specjalistycznym szpitalu w Gryficach. Pozwolił na to jego stan zdrowia. Został przesłuchany w charakterze świadka.Pokrzywdzony, gdy zauważył, że ulatnia się gaz, próbował to opanować - powiedział w poniedziałek rzecznik Prokuratury Okręgowej w Koszalinie Ryszard Gąsiorowski po przesłuchaniu 25-letniego pracownika.
Jak poinformował Gąsiorowski mężczyzna zeznał, że tego dnia, gdy w escape roomie było pięć dziewcząt, wszystko na początku przebiegało normalnie. Dziewczęta były w dobrych nastrojach. Były to urodziny jednej z nich.
25-latek podczas przesłuchania miał mówić, że postępował zgodnie z procedurą, z której został przeszkolony, tzn. zwracał uwagę jak dziewczęta się bawią. On je widział, one miały możliwość komunikowania się z nim - poinformował Gąsiorowski.
Według relacji mężczyzny, jak powiedział rzecznik prokuratury, "w pewnym momencie usłyszał, że coś się dzieje z jedną z butli gazowych, znajdujących się w pomieszczeniach. Zauważył, że ulatnia się gaz i próbował to opanować. Myślał, że uda mu się ją dokręcić. Nic to nie dało. Nagle wybuchły płomienie. Doznał pierwszych poparzeń - mówi Gąsiorowski.
Płomienie były coraz większe i gdy zorientował się, że jest to bardzo duży pożar i nie będzie miał już dostępu do drzwi, które należałoby otworzyć, by dziewczęta mogły opuścić pomieszczenie, będąc poparzonym, odczuwając ból, wybiegł na zewnątrz, dobiegł do pierwszych osób, które przebywały na zewnątrz i krzyczał, by wzywano pomoc, straż pożarną - powiedział rzecznik prokuratury.
Świadek podał, że zatrudnił go Miłosz S. 25-latek pracował w escape roomie od początku grudnia minionego roku z przerwą świąteczną.
Ze wstępnych ustaleń prokuratury wynika, że przyczyną pożaru było rozszczelnienie butli gazowej. Ogień pojawił się w poczekalni. Pracownik escape roomu został odcięty od możliwości udzielenia pomocy nastolatkom.
Bezpośrednią przyczyną śmierci nastolatek było zatrucie tlenkiem węgla.
Z informacji podanych przez straż pożarną wynika, że w budynku było "wiele niedociągnięć". Urządzenia grzewcze najpewniej znajdowały się zbyt blisko materiałów łatwopalnych, a instalacje elektryczne były prowizoryczne. Nie było też drogi ewakuacji.
Opracowanie: