Jaser Arafat otworzył oczy i porozumiewa się w lekarzami. Taką informację podała izraelska gazeta, powołując się na palestyńskiego funkcjonariusza. Eksperci wątpią jednak w to, by stan Arafata rzeczywiście się poprawiał.
Potwierdza to doradca Arafata. Nabil Abu Rdeina oświadczył przed godziną 10., że palestyński lider jest nadal w stanie krytycznym, a w ostatnim czasie nie zaszły żadne zmiany w stanie jego zdrowia. Francuscy lekarze nie udzielają żadnych komentarzy.
Arafat od kilku dni leży w wojskowym szpitalu pod Paryżem, od przedwczoraj był w stanie śpiączki, niektóre źródła mówiły nawet o jego śmierci. Gwałtownie zaprzeczali temu sami Palestyńczycy, a dzisiejsza informacja o rzekomej poprawie stanu zdrowia ciężko chorego Arafata jest tylko kolejnym elementem gry na zwłokę.
Chodzi o to, by palestyńskie władze zyskały czas na zorganizowanie się, zebrały siły, przygotowując się do ewentualnej konfrontacji z radykalnym Hamasem czy Islamiskim Dżihadem, które chciałyby przejąć władzę. Mówi się też, że gra toczy się o wielkie pieniądze Arafata, ukryte na kontach w Szwajcarii.
Według większości obserwatorów, największe szanse na zastąpienie Arafata mają były palestyński premier Mahmud Abbas oraz obecny szef palestyńskiego rządu, Ahmed Korei. Spore szanse ma też popierany przez Brytyjczyków i Amerykanów Mahmud Dahlan, były minister bezpieczeństwa w Gazie.
Komentatorzy podkreślają również, że śmierć Arafata nie wpłynie znacząco na politykę Izraela. Mimo że - jak podkreślał izraelski premier Ariel Szaron - to Arafat jest główną przeszkodą na drodze do pokoju na Bliskim Wschodzie, nie można wyciągać wniosków, że Tel Awiw będzie skłonny do rozmów z jakimkolwiek jego następcą. Uważają tak m.in. eksperci z francuskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych i Strategicznych.