Gdyby minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski nie podał się do dymisji, odwołany zostałby minister obrony Bogdan Klich – dowiedział się dziennikarz RMF FM Konrad Piasecki. Na początku zeszłego tygodnia premier Donald Tusk chciał ogłosić odejście właśnie szefa MON-u.

REKLAMA

Wściekłość szefa rządu wiąże się z dziurą w budżecie resortu obrony. Co prawda, ministerstwo nie przekroczyło planowanych wydatków, ale zamiast zaciskać pasa, gdy pojawiły się pierwsze sygnały o problemach z wpływami podatkowymi, wciąż szczodrą ręką kupowało sprzęt wojskowy. Na wieść o tym Tusk ogłosił wśród swoich współpracowników, że dni Klicha są policzone. Do jego odwołania doszłoby zapewne we wtorek – uznano jednak, że dwie dymisje w jednym tygodniu to stanowczo za dużo.

Jak długo jeszcze ministrowie mogą spać spokojnie?

Jeżeli nie wydarzy się nic nadzwyczajnego, spokój powinien potrwać parę tygodni. Ale cierpliwość i gotowość premiera do współpracy z niektórymi ministrami zaczyna – jak się zdaje – dobiegać końca. O ile w gabinecie Tuska jest kilku pewniaków – Grzegorz Schetyna, Waldemar Pawlak, Radosław Sikorski, Michał Boni i Andrzej Czuma, o tyle do całej reszty szef rządu ma mniejsze czy większe zastrzeżenia. Nawet minister finansów Jacek Rostowski naraził się dość długim skrywaniem dziury budżecie, która tak zaszkodziła Klichowi.

Wcześniej dużo mówiło się o dymisji ministrów i środowiska, skarbu. Niepewna jest przyszłość Ewy Kopacz, a i szefowie resortów edukacji i infrastruktury także nie mogą spać spokojnie. Jak się wydaje, kolejne pytanie stojące przed Tuskiem to nie, „czy” ale „kiedy rozstać się z kolejnymi ministrami”.