232 tysiące podpisów warszawiaków pod wnioskiem o referendum w sprawie odwołania prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz trafi dziś do komisarza wyborczego. To 100 tysięcy więcej, niż wymagają przepisy. Podpisy będę jeszcze sprawdzane, ale referendum wydaje się przesądzone.
Do głosowania w sprawie odwołania prezydent Warszawy może dojść najwcześniej za miesiąc. Tyle czasu komisarz wyborczy ma na weryfikację podpisów.
Aby zdążyć, ma poprosić o pomoc Państwową Komisję Wyborczą, a nawet wynająć studentów do sprawdzania, czy podpisy składały wyłącznie osoby zameldowane w stolicy, i czy przy podpisach są na przykład numery PESEL.
Na wyznaczenie samego referendum będzie później pięćdziesiąt dni, więc może się ono odbyć najwcześniej pod koniec sierpnia, najpóźniej w pierwszy weekend października. Wtedy - poza wynikiem głosowania - kluczowa będzie frekwencja. Właśnie w niej Hanna Gronkiewicz-Waltz upatruje szansy na przetrwanie i już zniechęca do udziału w referendum.
W innych wyborach nie ma progu frekwencji. To oznacza, że moi sympatycy, jeżeli nie zgadzają się z celem referendum, to pozostają w domu - mówi.
Takiej taktyki nie akceptuje lider Warszawskiej Wspólnoty Samorządowej Piotr Guział, a zarazem burmistrz Ursynowa. Apelujemy do Platformy Obywatelskiej: oddajcie lemingom dowody - mówił i dodał, wysoka frekwencja będzie zwycięstwem demokracji.
Aby referendum lokalne mogło się odbyć, pod wnioskiem w tej sprawie musi podpisać się 10 proc. uprawnionych do głosowania, czyli w przypadku referendum ws. odwołania prezydent Warszawy musi to być ok. 130 tys. osób. By referendum było ważne, do urn musi pójść 389 tysięcy osób. Jeśli frekwencja będzie niższa lub większość opowie się przeciw odwołaniu, kadencja prezydent kończy się dopiero jesienią 2014 r.