Bruksela daje polskiemu rządowi czas do szóstego czerwca na wprowadzenie unijnego planu dotyczącego polskich stoczni. Według ministra skarbu Aleksandra Grada, już trwają prace nad specjalną ustawą, która wprowadzi w życie żądania Komisji Europejskiej. Chodzi o pokawałkowanie majątku stoczni w Gdyni i Szczecinie oraz ich sprzedaż.
A stoczniowcy boją się o swoje miejsca pracy. Związkowcy twierdzą, że układ może oznaczać likwidację większości polskiego przemysłu stoczniowego. Aby ich uspokoić, w pierwszej połowie grudnia przyjedzie do nich unijna komisarz ds. konkurencji Neelie Kroes. Nie będzie miała jednak łatwego zadania. Posłuchaj relacji korespondentki RMF FM Katarzyny Szymańskiej-Borginion:
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Łatwo nie będzia miał też polski rząd. Minister Aleksander Grad nie daje żadnych gwarancji, że statki nadal będą w stoczniach budowane, a ludzie utrzymają miejsca pracy. Szef resortu skarbu mówi tylko, że unijny plan „B” daje szanse na lepsze zabezpieczenie stoczniowców i pozwala uruchomić działania osłonowe z funduszy unijnych. Minister przekonuje też, że rząd zrobi wszystko, by rozczłonkowany majątek stoczni był tak sprzedawany, by była szansa na prowadzenie tam produkcji.
Jednak mechanizmu, by majątek stoczni trafił do inwestora, który chce tam cokolwiek budować, nie będzie. Aleksander Grad liczy, że kupującym majątek stoczni, bardziej się opłaci budować statki, niż co innego – np. apartamentowce. Przyznaje jednak, że nie będzie dyskryminacji. Wszyscy inwestorzy będą traktowani tak samo, a kryterium będzie jedno – najlepsza cena, by pokryć długi.
Komisja Europejska oficjalnie zgodziła się dziś na plan ratunkowy dla stoczni w Gdyni i Szczecinie. W dokumencie, do którego dotarła brukselska korespondentka RMF FM, Katarzyna Szymańska-Borginon, napisano, że Komisja Europejska uzgodniła warunki zwrotu pomocy publicznej, przyznanej stoczniom, by zapewnić w przyszłości ich rentowną działalność. Chodzi o spłatę pomocy publicznej za pomocą środków ze sprzedaży pokawałkowanego majątku stoczni i utworzenie nowych spółek. Komisja Europejska daje im również gwarancję, że nie zostaną obciążone koniecznością spłaty wielomiliardowej pomocy.
Co ważne z punktu widzenia potencjalnych inwestorów, nowo powstałe spółki będą mogły prowadzić działalność bez żadnych ograniczeń produkcyjnych. W dokumencie Komisja Europejska wspomina również o możliwości kontynuowania produkcji stoczniowej i zapewnia, że chodzi o uratowanie maksymalnej liczby miejsc pracy. Na wykonanie planu polski rząd otrzymał siedem miesięcy.
Jak dowiedziała się również Katarzyna Szymańska-Borginon, nad realizacją planu dobrowolnej likwidacji stoczni w Gdyni i Szczecinie czuwał będzie niezależny powiernik, wybrany wspólnie przez rząd Polski i Brukselę. Zajmie się on sprawdzeniem, czy majątek stoczni został poszatkowany na części, a więc czy wydzielono na przykład osobno pochylnie, osobno grunty czy hale produkcyjne. Chodzi o to, że sprzedaż majątku zakładów w kawałkach ma przynieść większy zysk. Powiernik upewni się również, czy spółki-wydmuszki oddały pomoc publiczną do Skarbu Państwa. Stanie też na straży przetargu, doglądając, czy jest on otwarty dla wszystkich firm i żadnej nie dyskryminuje. Dodatkowo zajmie się mediowaniem w konfliktach pomiędzy polskim rządem a Brukselą.
Komisja Europejska zapewniła także, że udzieli pomocy pracownikom stoczni w Gdyni i Szczecinie, zwalnianym w procesie restrukturyzacji zakładów - Posłużą do tego fundusze społeczny i globalizacyjny. Komisja zdecydowała się na ten krok, by znaleźć rozwiązanie dla pracowników stoczni i pomóc im w tym potencjalnie trudnym okresie - mówi Neelie Kroes.