Ptasia grypa to teraz jeden z głównych tematów – wiele osób, by uniknąć ryzyka zarażenia, w ogóle rezygnuje z jedzenia drobiu i jego przetworów. A to poważne zagrożenie dla przemysłu drobiarskiego i tysięcy osób w nim zatrudnionych.

REKLAMA

Taka sytuacja dotyczy m.in. wielkopolskiego Wolsztyna. Właśnie w Wielkopolsce mieści się bowiem jedna piąta całej polskiej hodowli drobiu. Obawy słychać także pod Ostrowem Wielkopolskim, Szamotułami, Stęszewem czy wokół Poznania.

Cieszą się ci, którym udało się zdążyć przed grypą. - Oddaliśmy zwierzęta do uboju 20 lutego. Wtedy jeszcze nie było tych powrotów ptaków - tłumaczą hodowcy z Kiekrza. Martwią się jednak, co będzie dalej.

W gospodarstwie oddalonym o kilka kilometrów także obawiają się, że panika spowoduje całkowity upadek opłacalności hodowli. - Jeżeli będą problemy ze zbytem kurczaka, to na pewno zrezygnuję w tym roku - mówi jedna właścicielka jednej z ferm, która już obawia się, co będzie z tysiącami jaj. Gdy jednak panika się skończy możemy mieć poważny problem – pustych może być bowiem wiele kurników.