Warszawska prokuratura, Ministerstwo Spraw Zagranicznych, Biuro Ochrony Rządu - wszystkie te instytucje wyjaśniają okoliczności incydentu na Kaukazie. W niedzielę po południu konwój z prezydentami Polski i Gruzji został zatrzymany przy granicy Gruzji z Osetią Południową. W pobliżu rozległy się strzały. Nikomu nic się nie stało.
Na razie śledczy chcą ustalić, czy mogło dojść do jakiegokolwiek przestępstwa. W związku z tym wystąpili do Biura Ochrony Rządu oraz Biura Bezpieczeństwa Narodowego o nadesłanie materiałów. Obecnie muszą ustalić przebieg niedzielnego incydentu.
Z kolei BOR zażądał wyjaśnień od Kancelarii Prezydenta i Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Generał Marian Janicki chce wiedzieć, dlaczego ustalony plan wizyty Lecha Kaczyńskiego został tak nagle i bez konsultacji zmieniony i czy otoczenie prezydenta wiedziało o podróży na graniczny punkt kontrolny. Na pewno nie wiedzieli o tym oficerowie Biura Ochrony Rządu. O nowym punkcie wizyty dowiedzieli się, gdy prezydencka kolumna ruszyła w nieznane sprzed pałacu prezydenta Michaiła Saakaszwilego.
To było ryzyko i co najmniej błąd w sztuce - mówi gen. Janicki. Angażowanie głowy państwa w wyjazd w teren działań wojennych, w noc - to jest skandal - zaznacza. Tym bardziej zasadne jest pytanie, czy to ryzyko podjęła samodzielnie strona gruzińska bez konsultacji, czy wiedziało o tym otoczenie Kaczyńskiego.
Po przeanalizowaniu meldunku i wstępnych rozmowach z kolegami twierdzę, że wola polityczna wzięła górę nad bezpieczeństwem - zaznacza szef BOR. Jego zdaniem może to potwierdzać fakt, że tuż przed punktem kontrolnym samochód prezydentów wyprzedził minibus z dziennikarzami.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych oficjalnie zwróciło się do władz gruzińskich o wyjaśnienie wszelkich okoliczności wczorajszego incydentu. Resort dyplomacji zapytał też władze w Tbilisi, czy wypełniono wszystkie procedury związane z zapewnieniem bezpieczeństwa polskiemu prezydentowi. Szczegółowy raport na ten temat zlecił też przygotować premier Donald Tusk.
Prezydent Lech Kaczyński podkreślił, że incydent na granicy świadczy o tym, że Rosja wciąż nie wypełniła porozumienia pokojowego po sierpniowej wojnie rosyjsko-gruzińskiej. Faktem jest, że Rosjanie do tej pory nie wycofali się z okolic Akhalgori. Zgodnie z literą porozumień Miedwiediew-Sarkozy Rosjanie powinni opuścić to terytorium, ponieważ strony powinny wrócić na linie zajmowane przed rozpoczęciem działań wojennych - powiedział reporterowi RMF FM Krzysztof Strachota z Ośrodka Studiów Wschodnich.
Jednak jest jeszcze jeden punkt widzenia – rosyjski. Akhalgori kontrolowany jest przynajmniej częściowo przez Osetyjczyków, czyli z perspektywy rosyjskiej – przez siły niezależnego państwa. Osetia Południowa nie była stroną porozumień między Rosją a Unią Europejską, w związku z tym nie obowiązują te regulacje - stwierdził ekspert. Zaznaczył, że to kłopot, który trudno będzie rozwiązać.
UE do tej pory nie uznała niepodległości Osetii Południowej.