Czterech lat więzienia i pozbawienia prawa do pełnienia funkcji publicznych przez 10 lat zażądała prokuratura dla byłego ministra sportu Tomasza Lipca. Obrona domaga się uniewinnienia od większości zarzutów. W środę zakończył się proces byłego ministra.
Akt oskarżenia wobec Lipca i dwóch innych osób Prokuratura Okręgowa w Warszawie wysłała do sądu w czerwcu 2008 roku. Oskarżyła byłego ministra sportu m.in. o przyjęcie co najmniej 270 tysięcy złotych łapówek, za co grozi do 10 lat więzienia. Proces przed warszawskim Sądem Okręgowym trwał od kwietnia 2009 roku.
W środę Lipiec złożył oświadczenie, w którym przyznał jedynie, że pracującej u niego pomocy domowej płacił z publicznych pieniędzy na podstawie fikcyjnej umowy. Nie ma dnia, żebym tego nie żałował. Ta decyzja zniszczyła wszystko, co wcześniej udało mi się zrobić dla sportu - powiedział.
Prokurator - oprócz pozbawienia wolności i zakazu zajmowania publicznych stanowisk - zażądał zresztą, by były minister zwrócił ponad 130 tysięcy złotych, w tym właśnie wynagrodzenie dla pomocy domowej, wypłacone z pieniędzy Warszawskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji.
W mowie końcowej prokuratura uznała za wiarygodne zeznania Tadeusza M. - głównego świadka oskarżenia Lipca. Obrona replikowała, że M. - który sam miał zarzuty korupcyjne - okazał się niewiarygodny. Mec. Marek Małecki podkreślał, że Tadeusz M., gdy sam został zatrzymany, początkowo nie mówił o Lipcu. Z czasem natomiast - jako podejrzany, a potem świadek - zmieniał wyjaśnienia i zeznania. Zeznania M. zawierają tyle sprzeczności, że należy stwierdzić, iż świadek jest niewiarygodny - mówił Małecki. To rzadka sytuacja: główni świadkowie sami mają procesy karne z powodu zarzutów korupcyjnych - dodał.
Małecki przypomniał również inną sprawę - rzekomego "wygenerowania" przy pomocy Lipca 100 milionów złotych na "tajny fundusz" PiS ze środków na budowę Stadionu Narodowego (śledztwo umorzono z braku dowodów przestępstwa). W tym przypadku prokuratura uznała za niewiarygodne to, co mówił Tadeusz M. To pokazuje brak logiki w postępowaniu prokuratury, która w innej sprawie zeznania M. uznaje za wiarygodne. (…) Zdolność M. do konfabulacji winna wzbudzić czujność wysokiego sądu - komentował Małecki.
Materiał dowodowy nie wykazał, że Tomasz Lipiec popełnił przypisywane mu czyny z wyjątkiem jednego, do którego oskarżony się przyznał i wyraził skruchę - podsumował mec. Małecki. W kwestii tego zarzutu obrona prosiła sąd o łagodną karę.
Prokuratura oskarżyła Lipca, że jako minister uzależniał powołanie Tadeusza M. na wiceszefa Centralnego Ośrodka Sportu od korzyści majątkowej i przyjął od niego co najmniej 70 tysięcy złotych i 30 tysięcy złotych. Ponadto jako minister miał polecić Tadeuszowi M. fikcyjne zatrudnienie pewnego człowieka jako swego osobistego kierowcy, któremu płacił więcej, niż zarabia się na tym stanowisku.
Co więcej, jeszcze jako szef warszawskiego OSiR-u, Lipiec w latach 2004-2005 miał zażądać 170 tysięcy złotych łapówki za realizację umowy na remont lodowiska na Stegnach. Kolejny zarzut dotyczył fikcyjnego zatrudnienia opiekunki do dziecka. Ponadto w latach 2006-2007 jako minister miał polecić, by zatrudnić w COS pewną osobę w dziale obsługi stadionu X-lecia, choć obiekt ten miał być zlikwidowany.
Według prokuratury, Lipiec w śledztwie nie przyznał się do winy. Mówił, że dyrektorzy COS obciążają go, bo chciał ich zwolnić, a Tadeusz M. miał do niego żal, bo nie zwolnił pewnego pracownika COS, a faktycznie oficera ABW.
Od 2003 roku do powołania na ministra Lipiec był dyrektorem stołecznego Ośrodka Sportu i Rekreacji.