Katastrofa hali Międzynarodowych Targów Katowickich (MTK) była afektem błędów i zaniedbań od procesu projektowania, przez budowę aż po użytkowanie budynku - mówiła przed katowickim sądem prokurator Katarzyna Wychowałek-Szczygieł.
Po 7-letnim procesie sąd wysłuchuje mów końcowych w procesie ws. katastrofy hali MTK, w której w styczniu 2006 roku zginęło 65 osób, a ponad 140 zostało rannych.
Z 12 oskarżonych przez prokuraturę osób na ławie oskarżonych zasiada obecnie 9 - m.in. byli szefowie MTK i konstruktorzy hali. Jeden z 12 oskarżonych dobrowolnie poddał się karze, inny zmarł w trakcie procesu, a sprawa kolejnego została wyłączona do odbręnego postępowania ze względu na stan zdrowia.
Prokurator Wychowałek-Szczygieł oceniła na początku swego wystąpienia, że proces umożliwił ustalenie przyczyn i wskazanie winnych. Odpowiedzialne za tę katastrofę są osoby oskarżone w tej sprawie - powiedziała.
Podkreśliła, że przyczyną katastrofy nie były sił natury, lecz złożyły się na nią błędy i zaniechania konkretnych ludzi, od samego procesu projektowania, przez budowę, aż po użytkowanie pawilonu. Zabrakło nie tylko zdrowego rozsądku, środków finansowych, ale przestrzegania przepisów - wskazała i dodała, że hala była zagrożeniem dla zdrowia i życia ludzi już od pierwszych chwil jej wybudowania.
Osoby, które zasiadły na ławie oskarżonych odpowiadają m.in. za umyślne bądź nieumyślne sprowadzanie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy, a niektórzy także samej katastrofy. Katowicka prokuratura okręgowa zamknęła śledztwo w tej sprawie latem 2008 roku. Proces ruszył w maju 2009 roku.
Z jednej z opinii biegłych wynika, że główną przyczyną katastrofy były błędy w projekcie wykonawczym pawilonu. Odbiegał on znacząco od sporządzonego prawidłowo projektu budowlanego. Aby ograniczyć koszty, projektanci błędnie określili współczynnik kształtu dachu, błędnie też zaprojektowali przykrycie dachowe i słupy podtrzymujące konstrukcję.
Prokurator podkreśliła, że wykonanie projektu powierzono firmie, która nie miała doświadczenia, a projektant części naziemnej hali Jacek J. nie miał uprawnień projektanta. On i autor projektu konstrukcji żelbetowej Szczepan K. (wyłączony z głównej sprawy) zostali oskarżeni o umyślne sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy oraz samej katastrofy. Grozi za to do 12 lat więzienia. Według śledztwa, mimo wielu alarmujących sytuacji, kierownictwo MTK lekceważyło zagrożenie.
Według prokuratury, kiedy na krótko przed katastrofą dach hali po raz kolejny ugiął się pod naporem śniegu, członkowie zarządu MTK - Bruce R. oraz Ryszard Z. i dyrektor techniczny spółki Adam H. mieli świadomość zagrożenia, a mimo to nie zrobili niczego, by je zażegnać. Prokuratura zarzuciła im umyślne sprowadzenie niebezpieczeństwa katastrofy i nieumyślne doprowadzenie do niej.
Kolejni oskarżeni to rzeczoznawca budowlany Grzegorz S., szefowie firmy, która była generalnym wykonawcą hali - Arkadiusz J. i Andrzej C. - oraz kierownik budowy Adam J. Na ławie oskarżonych zasiadła też inspektor nadzoru budowlanego w Chorzowie Maria K. Prokuratura zarzuciła jej nieumyślne sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy oraz niedopełnienie obowiązków na kilka lat przed katastrofą - powiadomiona w 2002 roku przez straż pożarną o ugięciu się dachu, nie podjęła żadnych czynności w celu kontroli stanu budynku lub wyłączenia go z użytkowania. Hala MTK od początku zdradzała swoje wady. Do pierwszej awarii doszło jeszcze w trakcie jej budowy - w styczniu 2000 roku Już wtedy konstrukcja dachu ugięła się pod naporem śniegu. Przedstawiciele generalnego wykonawcy hali nie wpisali tego do dziennika budowy i nie powiadomili inspektora nadzoru budowlanego - podawała prokuratura.
Usłyszeli zarzuty sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa zaistnienia katastrofy budowlanej i sprowadzenia samej katastrofy. Dwa lata później dach hali znowu się ugiął, zerwały się śruby podtrzymujące dźwigary i konieczna była naprawa. Dokonano jej na podstawie ekspertyzy rzeczoznawcy budowlanego Grzegorza S.
Zdaniem prokuratury nie zweryfikował on całości obliczeń statycznych pawilonu, nie sprawdził pozostałych dźwigarów, a jedynie ten uszkodzony. Chociaż naprawiony na podstawie ekspertyzy tego biegłego dźwigar ocalał jako jedyny w katastrofie, to jednak prokuratura zarzuciła Grzegorzowi S., że nie zachował należytej ostrożności przy sporządzaniu ekspertyzy i w ten sposób nieumyślnie sprowadził powszechne niebezpieczeństwo katastrofy.
Spośród oskarżonych do winy przyznał się tylko b. koordynator techniczny MTK Piotr I., który w dniu targów gołębi nie polecił otwarcia drzwi ewakuacyjnych, co jednak nie skutkowało śmiercią żadnego z poszkodowanych. Dobrowolnie poddał się karze za narażenie wielu osób na śmierć lub uszczerbek na zdrowiu.
(az)