Zagrożenia powodziowego na Dolnym Śląsku można było uniknąć. Reporter RMF FM dotarł do danych, z których wynika, że zarządca zbiornika retencyjnego w Mietkowie nie zareagował, gdy zagrożenie powodzią było jeszcze niewielkie.
Pierwsza reakcja miała miejsce niemal tydzień po pojawieniu się alarmistycznych prognoz. Gdy zarządca zaczął działać, woda już od 5 dni wylewała w górach. Dopiero gdy zbiornik był już niemal pełny, zaczęto gwałtownie spuszczać wodę. To z kolei doprowadziło do wylania rzeki Bystrzycy i zalania gospodarstw na przedmieściach Wrocławia.
Decyzję o spuszczaniu wody ze zbiornika w Mietkowie podjął dyrektor Zarządu Gospodarki Wodnej we Wrocławiu – do niego należy bowiem administrowanie zbiornikami retencyjnymi. Pytany, dlaczego akcję rozpoczęto tak późno, tłumaczy się dość kuriozalnie – nie spodziewał się aż takich opadów. - Nie możemy się całkowicie pozbyć zasobów. Moglibyśmy, ale czy dwa tygodnie wcześniej pan wiedział, że będzie takie wezbranie, że będzie tego typu powódź? - pyta. Inna sprawa to, kto – jeśli właśnie nie Zarząd Gospodarki Wodnej – ma się zajmować podobnymi przewidywaniami.
Zbiornik nie może się także pozbyć reszty zasobów, ponieważ to uniemożliwiłoby żeglugę – tłumaczy szef Zarządu. Jednak żagluje o wiele mniej osób, niż zostało zalanych przez powodziowe fale. Poza tym zbiornik – jego zdaniem – jest ogólnodostępny i rekreacyjny. Skąd więc wokół niego tablice z napisem: "Zabrania się kąpieli".
Na tym, by w zbiorniku była woda, zależy wielu osobom – przede wszystkim tym, którzy robią tutaj interesy. A takich nie brakuje – podobnie jak tablic z napisem: wynajem łodzi i kajaków, czy też sprzedam działki rekreacyjne. Dookoła zbiornika są setki działek, które sprzedawane są na pniu. Jest jednak warunek – obok musi być jezioro. Kupcy to najczęściej ludzie zamożni, którzy tereny obok Mietkowa traktują jak inwestycję. To właśnie im działanie zarządcy zbiornika było najbardziej na rękę.
Pomoc dla powodzian przyjdzie jeszcze w tym tygodniu. Pełnomocnik rządu do spraw usuwania skutków klęsk żywiołowych, Jan Winter, zapowiedział, że w ciągu kilku dni otrzymają oni bezzwrotne zapomogi. Straty po zeszłotygodniowej powodzi na Dolnym Śląsku szacuje się na 150 milionów złotych.