Poselska miłość do jazdy taksówką i walka o polskie krajobrazy - to dwa tematy, które szczególnie zwracają uwagę we wtorkowych wydaniach dzienników. Szczegóły znajdziecie w naszym przeglądzie prasy. Zapraszamy do lektury!
Wtorkowy "Fakt" pisze o poselskich podróżach po Warszawie. Okazuje się, że parlamentarzyści dosyć rozrzutnie korzystają z finansowanych przez podatników taksówek. W ubiegłym roku wydali na nie prawie 167 tysięcy złotych. Rekordzistą jest poseł Platformy Obywatelskiej Michał Szczerba, który "wyjeździł" 24 tysiące 168 złotych.Według wyliczeń "Faktu" musiał zatem przebyć dystans ponad 10 tysięcy kilometrów.
"Jestem człowiekiem aktywnym i punktualnym i nie lubię się spóźniać" - tłumaczy Szczerba w rozmowie z "Faktem". "Poruszanie się taksówkami zapewnia mi większą mobilność. Codziennie mam kilka lub nawet kilkanaście spotkań w Warszawie, na które muszę dojechać" - podkreśla.
Dziennik podkreśla, że zachowanie Szczerby nie jest wyjątkowe i parlamentarzystów bez umiaru korzystających ze służbowych przejazdów taksówkami jest więcej. Przemysław Wipler z Prawa i Sprawiedliwości wydał na jazdę po stolicy 14 897 zł. Jego partyjny kolega Jarosław Selin wyjeździł taksówkami 9378 zł.
"Znikną wreszcie szpetne reklamy przesłaniające Tatry, mazurskie jeziora, widok na morze czy centra miast" - zapowiada cytowany przez "Gazetę Wyborczą" senator PO Janusz Sepioł, członek grupy przygotowującej prezydencką ustawę o ochronie krajobrazu. Dokument ma obowiązywać od przyszłego roku. Znajdzie się w nim m.in. definicja krajobrazu. Samorządy mają zostać zobowiązane do tego, by przynajmniej raz na 20 lat robić spis krajobrazów z całego województwa i typować te, które powinny być szczególnie chronione.
"W 2011 r. skontrolowaliśmy kilkadziesiąt różnych typów reklam w Poznaniu. Okazało się, że aż 90 proc. z nich było nielegalne [czyli postawiono je bez wymaganego prawem zgłoszenia w urzędzie gminy]. Ich usunięcie
utrudnia prawo, które przewiduje niskie mandaty i długie procedury" - tłumaczy w "GW" Paweł Łukaszewski, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego z Poznania. "Usunięcie zwykłej tablicy reklamowej wymaga
tyle zachodu, co doprowadzenie do rozbiórki dużego budynku" - tłumaczy.