To było bardzo niebezpieczne miejsce - tak prezes Katowickiego Holdingu Węglowego ocenia ścianę w kopalni w Rudzie Śląskiej, w pobliżu której doszło w piątek do katastrofy. Od początku roku z powodu zwiększonego stężenia metanu prace przy niej wstrzymywano ponad 700 razy! W eksplozji metanu w kopalni "Wujek-Ruch Śląsk" życie straciło 17 osób, a 35 zostało rannych.
Na dole kopalni - jak wyjaśniał prezes KHW - działała specjalistyczna aparatura, która miała chronić górników. Gdy stężenie metanu zwiększało się, automatycznie ocinano prąd i prace przerywano. Tak było dokładnie 727 razy od początku roku.
To świadczy tylko o jednym, że ten system był skuteczny i działał. To znaczy, że ten system pracował i ostrzegał nas - podkreślał Stanisław Gajos.
Ostrzegał do piątku... Prezes Holdingu Węglowego zaznaczył, że w dniu katastrofy sytuacja w ścianie nie odbiegała specjalnie od normy, a tak duży odpływ metanu był nagły, niespodziewany i wcześniej niespotykany.
W tej chwili sytuacji w kopalni w Rudzie Śląskiej jest już ustabilizowana, jeśli nic się nie zmieni podziemna wizja lokalna, bardzo ważna dla wyjaśnienia przyczyn piątkowej katastrofy, będzie możliwa w ciągu kilku najbliższych dni.