Pod naciskiem sojuszników z NATO, którym rozpaczliwie brakuje żołnierzy w afgańskich prowincjach ogarniętych wojną domową, minister obrony narodowej wycofuje się ze swych wcześniejszych obietnic, że wojska polskie nie będą brać udziału w akcjach na południu kraju.
Będziemy brali udział w operacjach głównie we wschodniej części Afganistanu – zapewniał dwa tygodnie temu Radosław Sikorski. A polski batalion będzie stacjonował w bazie Bagram, uważanej za stosunkowo bezpieczną.
Wczoraj jednak, szef MON zaznaczył, że nasze wojska zostaną wysłane wszędzie tam, gdzie będą potrzebne, a więc także na południe Afganistanu, gdzie toczą się teraz najcięższe walki z talibami. Polscy żołnierze pojadą tam po to, aby wesprzeć swoich sojuszników – mówił Sikorski. Mam nadzieję, że nikt nie wyobraża sobie, że polskie wojsko nie pomoże sojusznikom, jeżeli taka będzie potrzeba i taki będzie rozkaz głównodowodzącego operacją.
Dowódcy wojsk Australii ostrzegają, że obecność międzynarodowych wojsk w Afganistanie może być konieczna nawet przez dziesięć lat. I dodają, że na południu kraju siły NATO będą musiały się liczyć z zaciętym oporem talibów.