Procesem sądowym odgraża się były wicedyrektor gabinetu prezydenta Poznania. Krzysztof Kaczanowski w poniedziałek złożył dymisję, a we wtorek wydał oświadczenie, w którym napisał: „Będę bronił swojego dobrego imienia i wystąpię na drogę sądową przeciwko członkom Zespołu z powództwem o usunięcie skutków naruszenia moich dóbr osobistych".
Doradca prezydenta Poznania podał się do dymisji, choć nie była to zapewne jego decyzja. Radni, posłowie, a nawet europosłanka Platformy Obywatelskiej, partii wspierającej prezydenta Jacka Jaśkowiaka, wymusili tę sytuację na prezydencie Poznania. Powodem były najpierw medialne, a potem udowodnione przez wewnętrzny audyt zachowania mobbingowe ze strony Kaczanowskiego. Miał zastraszać podwładnych m.in. wyciągając fakty z ich prywatnego życia, śledził korespondencję prywatną i na portalach społecznościowych, zmuszał do donoszenia, zakazywał kontaktów z ludźmi poprzedniego prezydenta.
Jacek Jaśkowiak utajnił ustalenia wewnętrznej komisji. To właśnie członkom tego gremium grozi teraz był wicedyrektor. Chodzi o radcę prawnego, przedstawicielkę działu kadr i reprezentanta "Solidarności". To oni przeprowadzili anonimowe ankiety wśród urzędników i od części załogi dostali odpowiedzi potwierdzające zarzuty.
Kaczanowski w sądzie chce się powołać na inny raport - sporządzony w poniedziałek przez inspekcję pracy. "Oświadczam, że nie skrzywdziłem żadnego z pracowników Gabinetu Prezydenta Poznania, co potwierdziła Państwowa Inspekcja Pracy" - napisał Kaczanowski, ale tu były dyrektor nie podał prawdy.
Nie udało nam się znaleźć dowodów na mobbing, ale to nie znaczy, że nie ma w urzędzie osób poszkodowanych i nie ma mobbingu - powiedział RMF FM Jacek Strzyżewski z państwowej inspekcji pracy w Poznaniu. Dodał, że inspektorom nie udało się porozmawiać z tymi osobami, do których dotarła zakładowa komisja. Co więcej - PIP stwierdziła, że ten wewnętrzny audyt w urzędzie został przeprowadzony prawidłowo i jest dowodem na to, że procedury antymobbingowe w magistracie działają. To oznacza, że Kaczanowski chce użyć w sądzie argumentów... podważających stawiane przez niego zarzuty.
"Mam nadzieję, że ktoś, kto mnie zastąpi nie ulegnie naciskowi tych, dla których ważniejsze niż interes Poznania, jest zachowanie wpływu na to, kto dostaje zlecenia na działania promocyjne i zarabia pieniądze z miejskiej kasy" - kończy swoje oświadczenie Kaczanowski powtarzając to, co twierdzi Jacek Jaśkowiak. Prezydent Poznania ocenia, że powodem zarzutów o mobbing jest... pozorowana praca urzędników. Stąd ponoć ich zemsta na przełożonym.
Oświadczam, że nie skrzywdziłem żadnego z pracowników Gabinetu Prezydenta Poznania, co potwierdziła Państwowa Inspekcja Pracy. Wnioski wysnute przez członków urzędowego Zespołu ds. oceny informacji, dotyczących rzekomego lobbingu, są nieprawdziwe. Dokonując tak dalece nieprawdziwej oceny moich działań i pomijając w swoich pracach szereg dowodów przemawiających na moją korzystać, członkowie Zespołu naruszyli moje dobra osobiste, w szczególności moje dobre imię. Dlatego będę bronił swojego dobrego imienia i wystąpię na drogę sądową przeciwko członkom Zespołu z powództwem o usunięcie skutków naruszenia moich dóbr osobistych.
Mam nadzieję, że ktoś, kto mnie zastąpi nie ulegnie naciskowi tych, dla których ważniejsze niż interes Poznania, jest zachowanie wpływu na to, kto dostaje zlecenia na działania promocyjne i zarabia pieniądze z miejskiej kasy.
(mn)