Prokuratura zbada, dlaczego operator telefonii komórkowej - Polkomtel -wycofał z Urzędu Komunikacji Elektronicznej skargę w sprawie zagłuszania rozmów telefonicznych pielęgniarek okupujących w zeszłym roku Kancelarię Premiera. Zapowiedział to minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski.

REKLAMA

W czerwcu ubiegłego roku tysiące abonentów Plus GSM nie mogło rozmawiać przez komórki z powodu zagłuszarek użytych przeciwko czterem pielęgniarkom okupującym siedzibę rządu. Kontrolowany przez państwo właściciel Plusa poskarżył się nawet do Urzędu Komunikacji Elektronicznej. Ale po trzech godzinach protest wycofał - wynika z dokumentów zdobytych przez "Dziennik".

Z reguły jest tak, że jeśli ustała przyczyna, to operator ma prawo wycofać skargę bez składania wyjaśnień, dlatego w tym przypadku nie dochodziliśmy przyczyn. Nie było też skarg innych, niż skarga operatora. Nie skarżyli się żadni klienci - tłumaczy RMF FM Prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej Anna Streżyńska.

Oprócz zagłuszarek przeciwko pielęgniarkom skierowano też policjantki, które udawały pracownice Kancelarii Premiera.

Pielęgniarki rozpoczęły okupację 19 czerwca. Tego samego dnia podjęto decyzję o zagłuszaniu komórek, by odciąć je od kontaktu z mediami i koleżankami przebywającymi w "białym miasteczku" przed siedzibą rządu. Specjalistyczne urządzenie dostarczył BOR i prawdopodobnie Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Zagłuszanie stało się tak intensywne, że unieruchomiło stacje przekaźnikowe telefonii komórkowej w trójkącie ulic: Aleje Ujazdowskie, Aleja Szucha i Polna.

Skarga do UKE została wysłana 22 czerwca o godz. 11.08. Urząd nie zdążył nic zrobić, by pomóc operatorowi. Dlaczego? Prośba natychmiast została przez nich samych anulowana, wobec czego nie zdążyliśmy podjąć interwencji - ujawnia w rozmowie z "Dziennikiem" prezes UKE Anna Streżyńska.

Gdyby 22 czerwca Polkomtel nie wycofał skargi i UKE zajął się tą sprawą, wysłał przed Kancelarię Premiera wóz pomiarowy jeszcze w trakcie protestu pielęgniarek, wyszłoby na jaw, że były one zagłuszane przez rząd Jarosława Kaczyńskiego. Tym bardziej, że według specjalistów od zagłuszania urządzenia musiały być ustawione na maksymalną moc.

"Dziennik" ustalił, że do "opieki" nad protestującymi skierowano policjantki, które udawały pracownice Kancelarii Premiera. W rzeczywistości były psycholożkami z Komendy Głównej Policji. Miały za zadanie, doprowadzić do sytuacji, że pielęgniarki same opuszczą budynek.