Po wecie prezydenta do ustawy znoszącej recepty na antykoncepcję awaryjną resort zdrowia przedstawił projekt rozporządzenia, które ma pozwalać osiągnąć ten cel drogą okrężną. Uważna lektura projektu o receptach farmaceutycznych budzi jednak poważne wątpliwości, czy cel ten zostanie osiągnięty.

REKLAMA

Po pierwsze, rozporządzenie ewidentnie nie zastępuje zniesienia recept na tabletki "dzień po", ale wręcz przeciwnie - wprowadza nowe, recepty farmaceutyczne wystawiane w aptekach.

Po drugie, wyraźnie chodzi o "pilotaż", zatem rozwiązanie które z natury jest działaniem na próbę i - dla farmaceutów - jest dobrowolne. Uzasadnienie projektu deklaruje, że program pilotażowy jest ograniczony w czasie, ale nie przestrzeni, przystąpić mogą do niego apteki w całej Polsce, o ile dysponują zapewniającym dyskrecję pomieszczeniem, w którym można z pacjentką przeprowadzić wywiad, prowadzący do wypisania recepty. Niezbędne jest też oczywiście posiadanie odpowiednich uprawnień przez farmaceutę, a także, ostatecznie - chęć wypisania przez niego recepty.

Po trzecie, rozporządzenie daje farmaceutom prawo wypisania recepty, ale nie nakłada w tej sprawie żadnego obowiązku i nie daje żadnych wskazówek. Nie zawiera nawet ogólnego opisu kryteriów, których spełnienie wskazywałoby na potrzebę wystawienia recepty. Farmaceuci oczywiście dysponują pełną wiedzą o właściwościach podstawowej substancji czynnej tabletki "dzień po" (octanu uliprystalu), nie wszyscy jednak traktują dysponowanie nią jednakowo, zwłaszcza wobec osób niepełnoletnich.

Po czwarte, i bodaj najistotniejsze, rozporządzenie nie daje jasności, w jakiej sytuacji znajdują się pacjentki niepełnoletnie. Program deklaratywnie je obejmuje, pomija jednak istotną usterkę prawną, wynikającą z otaczających ją przepisów. Ich krótki przegląd pokazuje, że wystawienie recepty w następstwie wywiadu przeprowadzonego z pacjentką w gruncie rzeczy zmienia bardzo niewiele, a potrzeby małoletnich w tej dziedzinie będą musiały być zaspokajane za wiedzą i zgodą rodziców.

Po piąte zaś, opisane w rozporządzeniu przeprowadzenie przez farmaceutę wywiadu ws. tabletek "dzień po" zostało wycenione na 50 złotych, i podlega procedurom podobnym do tych, które dotyczą innych leków. Choć rozporządzenie mówi o sprawdzeniu wieku pacjentki, jednak w projekcie nie znajdziemy rzeczy znacznie istotniejszej - tego, że poza rejestracją pacjentki i sporządzeniem raportu z wywiadu procedura obejmuje też potwierdzenie objęcia ubezpieczeniem zdrowotnym. To wymaganie związane jest z udzieleniem świadczenia, a ponieważ opłaca je NFZ - z pewnością mamy do czynienia ze świadczeniem.

Skoro zaś tak, to nie można zlekceważyć przepisu, mówiącego, że "w przypadku świadczeniobiorców małoletnich", którzy nie są jeszcze ubezpieczeni samodzielnie, ich prawo do świadczeń opieki zdrowotnej potwierdza "przedstawiciel ustawowy albo opiekun prawny lub faktyczny". Innymi słowy, dziewczynom w wieku 15-18 lat do uzyskania recepty na pigułkę "dzień po" będzie potrzebna obecność lub przynajmniej wiedza dorosłego opiekuna. Najczęściej będzie to rodzic, bo to z jego ubezpieczeniem powiązane są świadczenia opieki zdrowotnej dla dziecka.

Po szóste zatem, dla potrzebujących awaryjnej antykoncepcji pacjentek w wieku 15-18 lat propozycja z dedykowanego im "Planu B" niewiele się różni od oczekiwań formalnych, związanych z wizytą u ginekologa.

Zostaje recepta, tyle że poza gabinetem lekarskim możliwa do uzyskania także w aptece. O ile weźmie ona udział w zapowiadanym w rozporządzeniu programie pilotażowym, a kwalifikowany farmaceuta zdecyduje się ją wypisać, choć - podobnie jak lekarz - wcale nie musi.