W sobotę 23 listopada na ulicach Warszawy będzie demonstrować kilkanaście tysięcy nauczycieli. To protest przeciw uchwalonym właśnie przez rząd zmianom w ustawie o systemie oświaty. Po manifestacji nauczyciele z ZNP nie wykluczają wejścia w spór zbiorowy z rządem, a w konsekwencji - strajku szkolnego.
Związek Nauczycielstwa Polskiego sprzeciwia się wprowadzeniu w ustawie zmian, dotyczących m.in. umożliwienia samorządom przekazywania szkół osobom prywatnym i związkom komunalnym oraz, jak to nazywają związkowcy "godzących w status prawny nauczycieli" zmian w Karcie Nauczyciela. Nauczyciele protestują także przeciw podporządkowaniu ich awansu zawodowego samorządom i nowym zasadom zasad ich wynagradzania i przyznawania urlopów.
ZNP przedstawił rządowi żądanie wycofania się ze zmian do jutra, 15 listopada. Dziś jednak prezes związku Sławomir Broniarz nie miał już wątpliwości, że nawet do podjęcia rozmów na ten temat nie dojdzie; we wtorek rząd przyjął zmiany, którym nauczyciele się sprzeciwiają, zatem przesądzony jest też dalszy rozwój wypadków.
Zgodnie z planem począwszy od poniedziałku 18 listopada związkowcy rozpoczną w szkołach akcję informacyjną z pomocą ulotek i transparentów. 23 listopada w Warszawie odbędzie się manifestacja, organizowana przez Związek Nauczycielstwa Polskiego. Przyłączą się do niej związkowcy oświatowej Solidarności. Prezes Broniarz deklaruje, że już dziś uczestnictwo w niej zadeklarowało ok. 15-17 tysięcy nauczycieli. Razem ze związkowcami Solidarności liczebność demonstracji może więc przekroczyć 20 tysięcy osób.
W kolejnym tygodniu o następnych posunięciach zadecyduje Zarząd ZNP. Prezes Broniarz przewiduje, że związek wejdzie w spór zbiorowy z rządem. Kolejnym etapem konfrontacji będzie rozpisanie wśród członków związku referendum na temat przeprowadzenia strajku. Jeśli do tego dojdzie, niemal na pewno opowie się za nim większość uczestników.
To zaś będzie oznaczało, że niedługo później na budynkach polskich szkół pojawią się transparenty STRAJK.