Sławomir Nowak składa kolejne obietnice. Szef resortu transportu zapowiada, że w ciągu dwóch dni przedstawi projekt ustawy, która ma umożliwić pomoc podwykonawcom oszukanym podczas budowy autostrad.
Minister Nowak twierdzi, że jest szansa, by pomóc podwykonawcom, ale może to być długa i trudna droga. Szczegóły mamy poznać w ciągu dwóch dni, ale już teraz reporterowi RMF FM udało się ustalić, że aby firmy otrzymały swoje pieniądze, będą musiały zapaść sądowe wyroki.
Minister zmienił zdanie i teraz już chce pomagać podwykonawcom niezatwierdzonym oraz usługodawcom i dostawcom, ale stawia warunek: właściciele tych firm muszą mieć jakiekolwiek dokumenty potwierdzające, że pracowali dla głównego wykonawcy. Teraz jest jeszcze jedna niewiadoma: czy dokumenty, którymi dysponują podwykonawcy, będą dla ministerstwa, a później sądów, wystarczające.
Przy budowie autostrad mogło zostać oszukanych nawet kilkaset firm budowlanych. Chodzi przede wszystkim o podwykonawców z budowy A2 między Łodzią a Warszawą, ale też o firmy pracujące przy budowie tras A1 i A4. Dziurawe przepisy spowodowały, że podwykonawcy, którym nie zapłacono, "zostali na lodzie".
Oszukiwanie podwykonawców przy budowie autostrad to z góry zaplanowane akcje, często inicjowane przez największe firmy budowlane - mówił RMF FM ekspert ds. bezpieczeństwa gospodarczego Kazimierz Turaliński. Jak podkreślał, polskie prawo jest na tyle ułomne, że pozwala na takie oszustwa.
Najbardziej znanym przykładem jest przypadek firmy DSS. Dolnośląskie Surowce Skalne przejęły po Chińczykach odcinek "C" na autostradzie A2. Firma jednak przestała płacić swoim podwykonawcom. Kilka razy blokowali oni drogi, żeby zmusić DSS do oddania im pieniędzy. Kiedy było już wiadomo, że firma nie poradzi sobie z budową, ustalono, że jej obowiązki przejmie czeska firma Boegl&Krysl.
Kasa Dolnośląskich Surowców Skalnych jest pusta, a konta spółki zostały zablokowane. Firma, która jest w trakcie postępowania upadłościowego, nie ma pieniędzy, aby zapłacić podwykonawcom pracującym przy budowie autostrady A2. A winna jest co najmniej kilkaset milionów złotych. Oszukani polscy przedsiębiorcy wypominają Generalnej Dyrekcji Dróg i Autostrad, że nie sprawdziła należycie DSS-u.
Z prawnego punktu widzenia wszystko rozbiło się o jedno słowo: "usługodawca". To wystarczyło, by uczciwego przedsiębiorcę, któremu nie zapłacił DSS, drogowa dyrekcja mogła odesłać z kwitkiem. Poza tym nieżyjący już prezes firmy DSS sam podpisywał umowy, a powinno to robić dwóch członków zarządu.