Gospodarka i rolnictwo - dwie teki ministerialne to cena wejścia do rządowej koalicji z Prawem i Sprawiedliwością podana przez prezesa PSL Waldemara Pawlaka. PiS nie zgadza się na takie warunki: żadnego dyktatu nie będziemy tolerowali - odpowiada.

REKLAMA

Wygląda to jak licytacja. PSL chce dla siebie jak najwięcej, PiS oczywiście chce oddać jak najmniej. A to co odda uzależnia od rozmów z pozostałymi kandydatami do czworokątnej koalicji, na której PiS-owi zależy najbardziej. Możemy rozmawiać na każdy temat, ale żadnego dyktatu nie będziemy tolerowali. Nieoficjalnie wiadomo, że jeśli już to PSL może dostać jeden resort. Na razie nie wiadomo który.

Jarosław Kaczyński do brydżowego stolika koalicyjnego zaprosił już Samoobronę. Swoje krzesło także powoli dostawia PSL. Największy problem z miejscem dla LPR. Chodzi o osobę Romana Giertycha i jego ewentualny podpis na umowie koalicyjnej. To oczywiście jest pewien problem, bo jeżeli to będzie Roman Giertych aprobował i podpisywał to obawiam się, że może nie dojść do koalicji - mówi wiceprezes PiS Adam Lipiński.

Sugeruje on, że Liga powinna ten problem usunąć. Roman Giertych bagatelizuje – jak mówi – osobiste wycieczki i podkreśla, że decyzja o tym kto się podpisze podejmie prezydium klubu. Na swoich kolegów - pomimo ostatnich kłopotów - wciąż liczy i z nadzieją zerka na wicemarszałka Marka Kotlinowskiego, który od wczoraj wraz z buntownikiem Bogusławem Kowalskim negocjuje wejście do gry. Między nami relacje są takie jak pomiędzy Lechem Kaczyńskim a Jarosławem Kaczyńskim. Ja nigdy nie powiem czegoś innego niż pan marszałek Kotlinowski i nie sądzę, żeby było odwrotnie - mówi Giertych.

Dla postronnego obserwatora awantura o podpis wydaje się absurdalna. Tak naprawdę jest jednak elementem konsekwentnie realizowanej taktyki PiS prowadzącej do rozbijania małych sprzymierzeńców. Słaby po pierwsze mało kosztuje, a po drugie rzadko się buntuje.