Przed krakowskim Sądem Okręgowym rozpoczął się proces kierowcy nocnego autobusu MPK, oskarżonego o zabójstwo pasażerki. 45-letni Mirosław Ł. powiedział przed sądem, że "działał jak w amoku" i, że jest mu przykro z powodu tego, co się stało.
Krakowska prokuratura oskarżyła Mirosława Ł. o to, że 30 lipca zeszłego roku zadał 21-letniej studentce Catherine Z. kilka ciosów w głowę. Uderzał ją metalowym przedmiotem, a kiedy dziewczyna straciła przytomność, zostawił ją w rowie wypełnionym wodą i błotem. 21-latka udusiła się.
Oskarżony był kierowcą nocnego autobusu MPK w Krakowie. Nad ranem kobieta wsiadła do autobusu. Catherine Z. wracała do domu po spotkaniu ze znajomymi. Według ustaleń prokuratury zasnęła i przejechała przystanek, na którym powinna była wysiąść. Na przystanku końcowym domagała się odwiezienia na poprzedni przystanek. Kierowca ruszył w stronę zajezdni, ale zatrzymał się po drodze. Wtedy dziewczyna oświadczyła, że złoży na niego skargę. Kiedy wysiadła, kierowca chwycił 35-centymetrowy gumowy przewód hamulcowy z mosiężną śrubą i zaczął bić ją nim po głowie. Pasażerka broniła się i w trakcie szarpaniny wpadli do rowu wypełnionego wodą.
Tam studentka straciła przytomność. Kierowca nie oglądając się za siebie odjechał. Wyrzucił zakrwawione ubranie, wrócił samochodem do domu, a następnie - jakby nic się nie stało - wyjechał na urlop poza Kraków.
Po miesiącu mężczyzna został zatrzymany. W śledztwie nie przyznał się do zamiaru zabójstwa. Twierdził, że nie wie, dlaczego tak postąpił. Zeznał, że w tym dniu był zestresowany, a incydent z pasażerką sprawił, że przestał nad sobą panować.
Przed sądem oskarżony podtrzymał swoje wyjaśnienia. Jak mówił, działał "jak w amoku, białej gorączce", tłumaczył się stresem i kłopotami życiowymi.
21-latka miała podwójne obywatelstwo angielsko-polskie i była studentką historii sztuki w Anglii. Do Polski przyjechała na miesięczna praktykę, którą niebawem miała skończyć.