Lekarze walczą o życie 59-letniej kobiety, która podpaliła się w punkcie przyjęć rzeszowskiej policji. Kobieta w ciężkim stanie leży na oddziale szpitala w Łęcznej. Choć do dramatycznych zdarzeń doszło kilka dni temu, to policja dopiero teraz ujawnia szczegóły sprawy. Nasz dziennikarz rozmawiał z synem zdesperowanej kobiety.

REKLAMA

59-latka przyszła do policyjnego punktu, żeby złożyć zeznania. Kobieta jest dobrze znana funkcjonariuszom. Od kilku lat wzywała policję do interwencji w sprawie pubu, w pobliżu którego mieszka. Twierdziła, że głośna muzyka i zachowanie gości lokalu zakłóca jej spokój.

Zdaniem policji wszystkie skargi były bezpodstawne, dlatego funkcjonariusze kilkukrotnie informowali kobietę, że wzywanie służb bez przyczyny grozi grzywna, a nawet areszt. W końcu 59-latka została wezwana na przesłuchanie.

Po krótkiej rozmowie z policjantką, kiedy kobieta zorientowała się, że jest wezwana na komisariat w charakterze obwinionej, wpadła we wściekłość i wybiegła z pokoju - powiedział nam rzecznik rzeszowskiej policji Paweł Międlar. Po kilkunastu minutach z policyjnego korytarza dobiegły okrzyki osoby wołającej o pomoc. Funkcjonariusze wyszli z pokojów i zobaczyli płonącą postać.

Ogień na ciele kobiety został szybko ugaszony, jednak oparzenia okazały się na tyle poważne, że w stanie ciężkim została odwieziona do szpitala w Łęcznej. 59-latka ma poparzoną górną część tułowia, rany sięgają bardzo głęboko - aż górnych dróg oddechowych. Kobieta przeszła operację.

Syn zdesperowanej kobiety: Zawiadomienia były zasadne

Rodzina kobiety nie zgadza się z zarzutami policji o bezpodstawnym wzywaniu funkcjonariuszy. Wezwania były uzasadnione - zaznacza w rozmowie z naszym dziennikarzem Maciejem Grzybem syn zdesperowanej kobiety. Młodzi ludzie przed lokalem pili, palili, a nawet dochodziło do bójek.. (...) Ja sam wielokrotnie dzwoniłam na policję, ale patrol przyjeżdżał po pół godzinie, 40 minutach. Na interwencję było już za późno - podkreślał.

Te zarzuty z kolei odpiera rzecznik podkarpackiej policji. Gdy pojawiały się informacje, to potem się nie potwierdzały. Gdy przyjeżdżali funkcjonariusze, okazywało się że pub jest zamknięty - tłumaczy Paweł Międlar.

Dodajmy, że sprawą podpalonej kobiety oprócz policji zajmować będzie się także prokuratura.