PiS chce decydować nie tylko o obsadzie stanowisk ministerialnych, ale nawet szefów departamentów w resortach objętych przez potencjalnych koalicjantów. Zgodnie z zapisami załącznika do deklaracji programowej, do którego dotarł RMF, zgodę będzie musiał wydać najpierw premier.
Problem w tym, że koliduje to z ustawą o służbie cywilnej, a dyrektorzy departamentów są wyłaniani w drodze konkursu.
Pomysły- chociaż warunkowo - poparła Samoobrona. Decyzje personalne w jej resortach ma też zatwierdzać wicepremier Andrzej Lepper.
LPR będzie się domagać złagodzenia stanowiska PiS: Żeby to nie były decyzje podejmowane przez pana premiera, żeby nie ingerowały zbytnio w nasze nominacje. Będziemy łagodzić zapisy tego punktu - zapowiada Piotr Ślusarczyk, rzecznik LPR w Sejmie.
PSL też nie odpuszcza. To niezgodne z prawem – tłumaczy Jan Bury. Prawo polskie dzisiaj jest takie, że na funkcje kierownicze w państwie są konkursy - dodaje.
PiS nie ukrywa dlaczego wśród zasad współpracy koalicyjnej znalazł się ten dość kontrowersyjny zapis. Pewnie, że jest brak zaufania, ponieważ my się nie znamy jako środowiska polityczne. Pakt stabilizacyjny był raczej doświadczeniem trudnym, podważającym nawet zaufanie do pana Giertych, dlatego pewnie są różnego typu zapisy, które mają być takim czynnikiem dyscyplinującym - tłumaczy Adam Lipiński, wiceprezes PiS. Jednocześnie zaznacza, że on sam jest przeciwny tak dalekim ingerencjom z obsadzaniu koalicyjnych stanowisk w resortach. W koalicyjnych grach nie po raz pierwszy widać jak swobodnie może zostać potraktowane prawo kiedy chodzi o osiąganie politycznych celów.