Sąd uznał Jerzego Stuhra za winnego i skazał go na karę grzywny (12 tys. złotych) oraz zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych na okres trzech lat. Aktor musi też wpłacić 6 tys. zł na fundusz osób pokrzywdzonych w wypadkach. To wyrok za prowadzenie przez aktora auta pod wpływem alkoholu.
Prokurator chciał dla aktora zakazu prowadzenia pojazdu na trzy lata, kary w wysokości 45 tys. zł (300 stawek dziennie po 150 zł) oraz wpłaty 25 tys. zł na Fundusz Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej.
Sędzia Tomasz Rutkowski w ustnym uzasadnieniu wyroku podkreślił staranność prowadzenia tej sprawy przez prokuraturę.
Stopień społecznej szkodliwości czynu jest co do zasady średni - mówił sędzia - Nie należy zatem zgadzać się z tym, co twierdził prokurator, że jest on wysoki.
Dodał, że wysokość grzywny został ustalona m.in. w odniesieniu do kar orzekanych wobec sprawców podobnych czynów, które są akceptowane przez prokuraturę.
Prokurator poinformował, że decyzję, czy odwoływać się od wyroku podejmie po zapoznaniu się z pisemnym uzasadnieniem. Obrońca tuż po ogłoszeniu wyroku nie chciał komentować jego treści.
Aktor nie stawił się w sądzie. Jego obecność nie była obowiązkowa.
Z dziennikarzami jeszcze przed rozprawą rozmawiał motocyklista potrącony przez aktora. Mówił, że drętwieje mu lewa dłoń, a w ostatnim czasie funkcjonuje dzięki antydepresantom. Jak twierdził, nagranie przekazane śledczym zostało zmanipulowane i nie ma na nim samego momentu kolizji. Jego zdaniem wycięta została ścieżka dźwiękowa, na której słychać moment uderzenia.
Jerzy Stuhr w połowie października potrącił na al. Mickiewicza w Krakowie 44-letniego motocyklistę. Nie zatrzymał się, tylko pojechał dalej, bo - jak tłumaczył potem na miejscu policji - nie zauważył kolizji. Kiedy został zatrzymany, badanie wykazało, że ma 0,7 promila alkoholu w organizmie.
Z końcem listopada znany aktor usłyszał zarzut prowadzenia pojazdu w stanie nietrzeźwości. W Prokuraturze Rejonowej Kraków-Krowodrza Jerzy Stuhr został przesłuchany w charakterze podejrzanego, złożył wyjaśnienia i przyznał się do winy.
Podczas rozprawy odczytano wyjaśnienia oskarżonego z akt sprawy. W trakcie postępowania przygotowawczego aktor przyznał się do zarzucanego mu czynu. Wyjaśniał, że tego dnia nie zamierzał w ogóle wychodzić z domu, ale zadzwonił do niego dziennikarz, przypominając o spotkaniu, na które byli umówieni.
Aktor przyznał, że tego dnia wypił 3, a może 4 kieliszki białego wina do obiadu, około trzech godzin przed zdarzeniem u zbiegu ul. Reymonta i al. Mickiewicza. Opisał też szczegółowo jego przebieg, twierdząc, że kiedy skręcał w lewo, nagle zobaczył w oknie samochodu mężczyznę na motorynce, który "wybuchł agresją".
Nie bardzo wiedziałem o co mu chodzi, bo ja go nie potrąciłem albo tak delikatnie go musnąłem, że tego nie zanotowałem - wynika z wcześniejszych zeznań aktora. Mężczyzna w czasie zdarzenia nie wyglądał, jakby coś go miało boleć - mówił w prokuraturze oskarżony.
Jerzy Stuhr wyjaśnił, że prawo jazdy ma od ponad 50 lat i od tego czas nie miał wypadków ani kolizji. Potwierdził, że zdarzenie miało taki przebieg, jaki został zarejestrowany przez poszkodowanego wideorejestratorem. Wyjaśnił, że podczas wykonywania manewru skrętu w lewo nie widział motocyklisty i nie wiedział, że doszło do zetknięcia jego samochodu ze skuterem, dlatego zachowanie mężczyzny było dla niego zaskakujące.
Jestem osobą znaną. Zatem gdyby doszło do stłuczki, to natychmiast bym się zatrzymał, a nie odjechał - mówi aktor w prokuraturze. Tłumaczył też, że w prawym uchu nosi aparat słuchowy, w którym bateria rozładowała się tuż przed zdarzeniem.
Bardzo żałuję, że do tego zdarzenia doszło. Nigdy wcześniej nie prowadziłem pod wpływem alkoholu - powiedział podczas przesłuchania Jerzy Stuhr.
Obrona wniosła o dobrowolne poddanie się karze i wymierzenie Jerzemu Stuhrowi kary grzywny w wysokości 12 tys. zł, trzyletniego zakazu prowadzenia pojazdów oraz zapłaty na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym i Pomocy Postpenitencjarnej 5 tys. złotych.
Sprzeciwił się temu prokurator. Przyznanie się oskarżonego jest szczere, jednakże wysokość tej kary nie odpowiada społecznej szkodliwości tego czynu - mówił prokurator Bartłomiej Legutko.
Podkreślił, że stan faktyczny nie budzi wątpliwości: mowa o prowadzeniu samochodu pod wpływem alkoholu (przy stężeniu ok. 0,73 promila w organizmie), a nie o wypadku drogowym, bo jego uczestnik nie doznał żadnych obrażeń, co potwierdzili w opinii eksperci Zakładu Medycyny Sądowej i nie doszło do choćby nieumyślnego naruszenia przez aktora zasad bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Nie ma więc mowy o wypadku ani ucieczce z miejsca wypadku.
Prokuratur żądał uznania aktora winnym i wymierzenia wyższej kary grzywny - 45 tys. zł oraz 25 tys. złotych na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym. Wskazał, że stopień społecznej szkodliwości tego czynu był znaczny, bo aktor, wsiadając za kierownicę po spożyciu alkoholu, stworzył zagrożenie dla innych uczestników ruchu, a jego zachowanie była przejawem lekceważenia dla porządku prawnego. Podkreślił, że oskarżony złożył obszerne wyjaśnienia i przyznał się do winy i wyraził skruchę.
W społeczeństwie musi wykształcić się przeświadczenie, że nawet będąc osobą powszechnie znaną, o nieposzlakowanej opinii w sytuacji popełnienia zarzucanego czynu nie można liczyć na pobłażanie i kara musi być adekwatna do stopnia społecznej szkodliwości czynu - mówił prokurator Legutko.
Obrońca Jakub Dzwoniarski wskazywał, że kara postulowana przez prokuraturę jest za wysoka. Wskazywał na prawdomówność i szczerość wyjaśnień oskarżonego.
Prokuratura i obrona nie wystąpiły o osobiste przesłuchania aktora i poszkodowanego, bo stan faktyczny nie budzi wątpliwości.