Irak to główna linia frontu w wojnie z terroryzmem. Wojnie, która – jak powiedział wczoraj Amerykanom prezydent George W. Bush - pochłonie 166 mld dolarów. Ale czy pochłonie także polityczną karierę amerykańskiego przywódcy?
Zrobimy to, co jest konieczne. Wydamy tyle, ile będzie potrzeba - mówił Bush. Jednak takie poglądy coraz mniej podobają się Amerykanom. Po raz pierwszy mniej niż połowa obywateli USA uważa Busha za "dobrego prezydenta", a ponad 50 proc. twierdzi, że kraj "idzie w złym kierunku". (Takich niskich not i tak premier Miller może Bushowi pozazdrościć...)
Howard Dean - obecnie kandydat numer 1 demokratów w walce o Biały Dom, porównał Busha do Lyndona Johnsona, prezydenta, który zapłacił karierą za oszukiwanie Amerykanów - co do celów, rozmiarów i kosztów wojny w Wietnamie.
„New York Times" z kolei przekornie przypomina Bushowi, że jeszcze miesiąc temu doradcy prezydenta optymistycznie mówili o tym, jak jesienią Irak będzie modelem demokracji w samym sercu Bliskiego Wschodu.
Teraz dziennikarze wystawiają krótką recenzję - mieszanka optymizmu z dodatkiem naiwności...
14:20