Ekologia jest ważna i trzeba brać ją pod uwagę przy projektowaniu i produkcji aut. Kierowca rajdowy Krzysztof Hołowczyc przestrzega jednak przed hurraoptymizmem związanym z modą na elektryczne samochody. Jak wskazuje, wcale nie są one zeroemisyjne. W rozmowie w internetowym radiu RMF24 zwraca też uwagę, że lepszym rozwiązaniem mógłby być samochód na wodór.
Tomasz Weryński, RMF FM: W Parlamencie Europejskim ma odbyć się dziś głosowanie dotyczące całkowitej redukcji emisji CO2 przez samochody do 2035 roku. Naszym gościem jest teraz kierowca rajdowy, ekspert w dziedzinie motoryzacji Krzysztof Hołowczyc. Jak pan sądzi, czy osiągnięcie takiego celu jest możliwe?
Krzysztof Hołowczyc: Oczywiście, to przecież tylko głosowanie. Możemy sobie różne, bardzo piękne cele wyznaczać i chyba bardzo dobrze, że takie cele są. To się bardzo szczytnie nazywa dekarbonizacja, a my powinniśmy walczyć z emisją spalin. I ja się z tym zgadzam, ale zawsze diabeł tkwi w szczegółach i realność wykonania tego dzieła do 2035 roku jest wątpliwa.
Powiedzmy sobie szczerze to bardzo piękny moment, gdy samochód jedzie bezemisyjnie, czyli jest w pełni elektryczny, ale należy pamiętać o wielu elementach. Powstanie tego samochodu, później utylizacja, która niestety nieuchronnie będzie czekała te wszystkie samochody, a na koniec, skąd ta energia przychodzi. W Polsce, ciągle z węgla. Prądem będziemy napędzać te samochody, które w samym momencie jazdy są zeroemisyjne, ale w momencie, kiedy będzie dużo różnych czynności wkoło, ta emisyjność zaczyna być problematyczna czy dyskusyjna.
Dlatego ja nie jestem ortodoksyjnym zwolennikiem tych zmian, bo rzeczywiście musimy się nad naszą planetą pochylić. Ale czy samochody są głównym czynnikiem robiącym te szkody? Tutaj mógłbym wdać się w dłuższą dyskusję. Nawet w Polsce przecież mamy bardzo silne grupy producenckie. Baterie litowo-jonowe z Polski idą na cały świat. To jest dobry biznes dla Polski. Wszyscy mamy tego świadomość. Ale na koniec czy te samochody, o których z jednej strony tak dobrze się o nich mówi, ale są niebezpieczne i ciągle jeszcze technologicznie niezaawansowane...
Samochodów elektrycznych na ulicach jest coraz więcej, coraz częściej występują także pożary takich aut, ale nikt o tym nie mówi. Trzymanie pod budynkiem samochodu elektrycznego to ogromne ryzyko. Jest też kwestia pola elektromagnetycznego, które jest w takim samochodzie. To są pytania, na które chciałbym uzyskać odpowiedź od inżynierów tych samochodów. Mówi się o pięknych rzeczach, które te samochody nam dają, ale tak, jak powiedziałem, diabeł tkwi w szczegółach. Chciałbym poznać cały ten obszar, który jest dookoła produkcji, a później użytkowania. Nie mówię już o sieci ładowania tych samochodów, która w Polsce jest tak mizerna, że aż strach myśleć.
Proszę powiedzieć, jak w takim razie wygląda przyszłość motoryzacji? Czy to auta elektryczne są tą przyszłością, czy może jednak coś innego?
Uważam, że napęd elektryczny, który jest najprostszy i łatwy produkcyjne pozostanie głównym napędem urządzeń. Trzeba się jednak zastanowić, skąd ten napęd będzie podchodził. Wodór byłby dobrym zamiennikiem, ale niestety jest bardzo drogi w produkcji. Ciągle nadal nieekologiczne, ale wydaje mi się, że to jest bliższy kierunek. Mamy jeszcze baterie, ale nie zapominajmy, że wyprodukowanie takiej baterii niewiele ma wspólnego z ekologią. A na koniec trzeba pamiętać, żeby ją zutylizować.
Miałem okazję uczestniczyć w wielkim projekcie pana Gumperta - inżyniera niemieckiego. To jest człowiek, który stworzył audi quattro. Jest to samochód, który nie potrzebuje być ładowany. On sam wytwarza energię właśnie poprzez ogniwo wodorowe. I tu głównym paliwem jest alkohol metylowy, który każdy kraj mógłby sobie wytworzyć w dowolnych ilościach. I te właśnie pojazdy są zeroemisyjne. Wydaje mi się, że cała infrastruktura, czyli sieć stacji benzynowych, zastępowanie ropy alkoholem metylowym sprawi, że będziemy niezależni. Dalej możemy jechać, gdzie nam się podoba przy zerowej emisyjności. Myślę, że jest wiele w tej chwili dróg i kierunków. Ten bateryjny jest równie fajny i popularny, ale nie zapominajmy, że te baterie trzeba wyprodukować, a później zutylizować i dodatkowo jest jeszcze wiele różnych elementów niebezpieczeństwa. Te wszystkie rzeczy, które w pewnym momencie na pewno zostaną przez inżynierów opanowane.
I dziś też wspominał pan o tym, że jest problem z infrastrukturą, aby ładować te samochody w trasie.
To jest duży problem w Polsce. Infrastruktura, zatwierdzanie wszystkich projektów, to mogą być nawet wieloletnie próby. A do tego wszystkiego mizernie działający system prawny. Przepraszam za to, to moje prywatne zdanie, ale tak mi się wydaje, że jeżeli mamy mieć elektryczne samochody i jeżeli ten napęd elektryczny będzie tak forsowany jak w tej chwili, to musimy zrobić infrastrukturę i musimy mieć stację ładowania.
Jeżdżę dużo po świecie, kiedyś jak byłem w Stanach, podjechałem po kolegę do firmy i patrzę: 150 ładowarek. To jest właśnie patrzenie w przyszłość. Większość z nas będzie miała za chwilę elektryczne samochody, więc zrobiliśmy to patrząc do przodu. Chciałbym, żeby w Polsce były wolne stacje ładowania, a samochody elektryczne mogły z powodzeniem w każdej sekundzie wjeżdżać, ładować się i jechać dalej. Musimy nad tym pracować. Musimy się nad tym mocno pochylić, jeżeli dalej ten modny kierunek samochodów elektrycznych ma być rozwijany.
Rozmawiałem z inżynierami Boscha, którzy twierdzą, że mają tak czysty silnik diesla, który od strony wyprodukowania samochodu i skończenia byłby dużo czystszy od samochodu elektrycznego. Ale kto w to uwierzy? Kto będzie chciał produkować silniki diesla? Nikt. Wszyscy wiemy, że jest moda na samochody elektryczne. Ona pozostanie, będzie się rozwijała i będziemy wszyscy krzyczeli, że taki samochód nie produkuje żadnych spalin. Jak już ładujemy ten samochód musimy mieć świadomość, że elektrownia w jednym czy drugim miejscu musi tysiące ton węgla spalać, żeby te samochody móc naładować.
Posłuchaj całej rozmowy:
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio