Ptasia grypa to prawdziwy koszmar dla producentów drobiu na Mazowszu. Jak informuje reporter RMF FM, straty tylko jednego producenta brojlerów z okolic Żuromina to kilkaset tysięcy złotych.
Na kurczaki nie ma chętnych, choć są tanie, wielokrotnie badane i na pewno zdrowe.
Przepisy nakazują, żeby oznakować mięso ze strefy zagrożonej, więc ubojnie muszą od razu przerabiać mięso i dlatego płacą hodowcom zaledwie jedną trzecią normalnej ceny.
Kto nam pomoże - żalą się hodowcy. Rozmawiał z nimi nasz reporter Paweł Świąder.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Być może sytuacja hodowców poprawi się za kilka dni, gdy złagodzone zostaną restrykcje w strefie zagrożonej. Nie ma nowych ognisk ptasiej grypy, więc jak powiedział zastępca Głównego Lekarza Weterynarii Krzysztof Jażdżewski, jest na to szansa. Po złagodzeniu nie byłoby konieczne dodatkowe znakowanie drobiu i ubojnie powinny odbierać ptaki bez strachu.
Leszek Kawski z Krajowej Rady Drobiarstwa uważa, że problemu z odbiorem nie mają ci, którzy na wiele lat zakontraktowali sprzedaż mięsa. Straty ponoszą ci, którzy sprzedają je z wolnej ręki: Działają na własnym rynku, podjęli decyzję, że tak chcą działać i dzisiaj, kiedy znaleźli się w tej strefie, to jest ich problem.
Okazuje się jednak, że niektóre ubojnie rezygnują nawet z zakontraktowanych odbiorów, co gorsza minister rolnictwa nie widzi sposobu na interwencyjny skup od hodowców. Na przyszłość od takich wypadków będą musieli się oni ubezpieczyć.