Pod nadzorem partii komunistycznej w Stoczni Gdańskiej pracują spawacze z Korei Północnej – ujawnia ‘Gazeta Wyborcza”. Po kilkanaście godzin dziennie, w niedziele i święta.
Muszą - ich rodziny są zakładnikami reżimu. Gdyby któryś uciekł, jego bliscy w Korei, łącznie z dziećmi, trafią do obozu pracy. Stocznia im nie płaci. Pieniądze zabiera tajemniczy pośrednik.
Brygadzista - Polak - jest bardzo zadowolony: Spawają perfekt, nie robią problemów, nie przychodzą na kacu - opowiada.
Nadzorujący spawaczy sam też jest kontrolowany. Do stoczni albo do domu w Olszynce przyjeżdża bez zapowiedzi - czarnym mercedesem - ubrany w garnitur funkcjonariusz Partii Pracy Korei. Wczoraj spędził na K-1 pół godziny. Porozmawiał z podopiecznymi, zlustrował halę i odjechał - relacjonuje "GW".
Koreańscy spawacze są zatrudnieni legalnie, w ramach "usługi eksportowej". Pracują jako wysłannicy państwowego przedsiębiorstwa z KRLD. Teraz na hali spawa ich sześciu plus nadzorca, dziewięciu kolejnych ma dojechać.
Przez pięć lat w Trójmieście pracowało 75 obywateli KRLD. Stocznia płaci za ich pracę pośrednikowi - gdańskiej spółce Selene. Z informacji "GW" wynika, że spółka dzieli się pieniędzmi z państwem północnokoreańskim.