Leczenie przestępców seksualnych powoli staje się rzeczywistością. W tym roku w szpitalach psychiatrycznych przebywało 13 takich osób. Jeszcze cztery lata temu, po wprowadzeniu przymusowego leczenia dla pedofilów i gwałcicieli, taką terapią była objęta tylko jedna osoba – pisze „Dziennik Gazeta Prawna”.
Wydatki NFZ na ten cel wzrosły z 70 tys. zł w 2011 r. do 900 tys. zł w ubiegłym roku. W sumie od początku obowiązywania nowych przepisów wydano na ten cel 2,1 mln zł. Z trzech ośrodków w Polsce, które zostały przystosowane do takiej terapii, w pełni działa jeden: w Choroszczy na Podlasiu.
We wrześniu musieliśmy odesłać kolejnego chorego, którego wysłał do nas sąd, bo nie było już miejsc - przyznaje dyrektor placówki Tomasz Goździkiewicz. Ośrodek może przyjąć maksymalnie 10 chorych.
W Kłodzku wydzielono na ten cel dawny blok chorób zakaźnych, wyremontowano go i wprowadzono zabezpieczenia. Na razie jednak oddział nie działa. Powód? Brak pacjentów. W trzecim ośrodku - w Starogardzie Gdańskim - jest kilkadziesiąt miejsc, a leczą się dwie osoby.
W otwieraniu nowych ośrodków nie pomogły niejasności w sposobie ich finansowania. Ostatecznie zadecydowano, że fundusz będzie płacił szpitalom tyle samo co za leczenie chorych na oddziałach sądowych, czyli 250-280 zł za jeden dzień terapii. Wysokość finansowania zależy od województwa. Z kolei Ministerstwo Zdrowia tłumaczyło opóźnienia w przyjmowaniu chorych koniecznością przeszkolenia personelu medycznego oraz pracowników wymiaru sprawiedliwości.
Prof. Zbigniew Lew-Starowicz, konsultant w dziedzinie seksuologii, który przygotowywał program leczenia, jest przekonany, że liczba skazanych będzie rosnąć. W zakładach karnych przebywa ok. 1 tys. skazanych za przestępstwa seksualne.
Skuteczność leczenia zdaniem prof. Lwa-Starowicza osiąga nawet 70 proc. Według niego taki model leczenia sprawdził się m.in. w Kanadzie. W Polsce jego skuteczność będzie można ocenić po pięciu latach od zakończenia leczenia.
Więcej na ten temat przeczytacie w "Dzienniku Gazecie Prawnej".