Dwa silne wstrząsy na pokładzie samolotu, a nie zderzenia z brzozą - to przyczyny wypadku samolotu prezydenckiego 10 kwietnia 2010 roku. Dokument przedstawił zespół ds. zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej, którym kieruje Antoni Macierewicz.
Jak czytamy w dokumencie, zespół parlamentarny udowodnił, że najważniejsze tezy raportu MAK i większości ustaleń komisji Jerzego Millera dotyczących przebiegu i przyczyn katastrofy, nie są prawdziwe. Zwrócono uwagę na brak badań brzozy, z którą zderzenie miało przyczynić się do upadku samolotu.
Zespół za nieprawdziwe uznał tezy mówiące: o naciskach wywieranych przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego i dowódcę sił powietrznych gen. Andrzeja Błasika na załogę samolotu, o obecności gen. Błasika w kokpicie, o podchodzeniu przez załogę samolotu do lądowania (według zespołu wykonywano manewr odchodzenia), o złamaniu lewego skrzydła przez brzozę, o błędach pilotów mających być przyczyną katastrofy oraz o upadku samolotu w pozycji odwróconej (według zespołu dotyczy to jedynie części środkowej i tylnej, a przednia upadła kołami do dołu).
Autorzy raportu powołują się na badania trzech ekspertów, między innymi ustalenia zespołu fizyka z University of Maryland prof. Kazimierza Nowaczyka, który badał zapisy zainstalowanych na Tu-154M urządzeń FMS (komputera pokładowego) i TAWS (systemu ostrzegania o zbliżaniu się do ziemi). Na ich podstawie miał ustalić trajektorię pionową Tu-154M w ostatnich sekundach lotu. Ma z nich wynikać, że samolot nie zszedł poniżej 20 m, a katastrofa miała miejsce, gdy maszyna odchodziła na drugi krąg. Według tych danych Tu-154M nie uderzył w brzozę, a przyczyną katastrofy były dwa wstrząsy, po których zanikło zasilanie elektryczne i zatrzymał się komputer pokładowy.
Według ustaleń drugiego z ekspertów, kierownika Wydziału Inżynierii Cywilnej na uniwersytecie w Akron w Ohio, prof. Wiesława Biniendy, skrzydło Tu-154M nie mogło zostać złamane w wyniku zderzenia z brzozą. Zderzenie powinno jedynie uszkodzić krawędź skrzydła. Uderzenie w brzozę nie mogło więc - jego zdaniem - być przyczyną katastrofy.
Trzeci z ekspertów, dr inż. Grzegorz Szuladziński z Analytical Service Ply Ltd. w Australii za najprawdopodobniejszą przyczyną katastrofy także uznaje dwie eksplozje na pokładzie. Jedna miała mieć miejsce na lewym skrzydle, a druga wewnątrz kadłuba, co mogło spowodować jego zniszczenie. Zdaniem eksperta charakter zniszczeń Tu-154M wyklucza, by doszło jedynie do awaryjnego lądowania lub upadku.
Zespół ds. zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej podkreśla także "zaniedbania i bezprawne działania" premiera Donalda Tuska, podległych mu ministrów i organów administracji w organizowaniu wizyty prezydenta i podczas lotu do Smoleńska. Miały one dotyczyć m.in. zaniedbań związanych z remontem Tu-154M, który mimo braku gwarancji bezpieczeństwa został dopuszczony do lotu. Zespół zarzuca także niezapewnienie prezydentowi ochrony kontrwywiadowczej podczas wizyty i przygotowań, niedopełnienie przez MSWiA oraz BOR obowiązku zorganizowania ochrony i dokonania rekonesansu lotniska oraz brak obecności funkcjonariuszy na miejscu w chwili lądowania.
W dokumencie zarzucono też rządowi, że "współdziałał z rządem rosyjskim przeciwko prezydentowi" w celu rozdzielenia rocznicowych uroczystości katyńskich, co miało przyczynić się do katastrofy. Zarzucono także współpracę MSZ ze stroną rosyjską, w celu gorszego przygotowania wizyty prezydenta, jak również zlekceważenie obowiązków m.in. przez MON i polski ataszat wojskowy w Moskwie dotyczących dostarczenia załodze Tu-154M informacji o zagrożeniu meteorologicznym.
Stronę rosyjską zespół ds. zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej oskarża natomiast o złamanie porozumienia polsko-rosyjskiego z 1993 roku, zobowiązującego Rosjan do właściwego przygotowania lotniska oraz dostarczenia informacji o pogodzie. Wśród niewłaściwych działań wymieniono: niezamknięcie lotniska w Smoleńsku mimo pogarszającej się pogody, odmowę wskazania załodze Tu-154M lotniska zapasowego, polecenie sprowadzenia samolotu i wydanie zgody na lądowanie, podawanie w ostatnich sekundach lotu przez wieżę fałszywych informacji co do wysokości samolotu i odległości od osi pasa.
Wśród zaniedbań mających miejsce po katastrofie członkowie zespołu wymieniają: zgodę rządu na zaniechanie przez Rosjan ratowania ofiar, bez sprawdzenia czy ktoś nie przeżył i brak zabezpieczenia eksterytorialności wraku. Szefowi MSZ zarzuca się m.in. upowszechnianie fałszywych informacji obciążających winą za katastrofę polskich pilotów. Zdaniem autorów dokumentu, marszałek Sejmu Bronisław Komorowski przejął władzę nie czekając na dowody śmierci prezydenta Kaczyńskiego, co było złamaniem konstytucji. Członkowie komisji negatywnie oceniają też przekazanie przez premiera postępowania wyjaśniającego w ręce rządu rosyjskiego, zaniechanie starań o zwrot Polsce dowodów m.in. wraku i czarnych skrzynek oraz wywierania presji na prokuraturę celem odmowy dopuszczenia do sekcji zwłok ekspertów zagranicznych.
Prokuratora Krzysztofa Parulskiego członkowie zespołu oskarżają m.in. o zaniechanie zabezpieczenia i zbadania miejsca katastrofy, zwłaszcza ciał ofiar. Zarzucają także stronie rosyjskiej i polskiemu rządowi utrudnianie prowadzenia polskich postępowań wyjaśniających katastrofę oraz odrzucenie pomocy w jej badaniu ze strony ekspertów z USA i Unii Europejskiej. Szef MSWiA Jerzy Miller miał - zdaniem zespołu - utrudniać prowadzenie polskich postępowań wyjaśniających, podpisując polsko-rosyjskie memorandum pozostawiające w rosyjskich rękach kluczowe dowody. Dokument zarzuca też dezinformowanie przez stronę rosyjską i rząd polski opinii publicznej w kwestii katastrofy.
Zespół ds. zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej skierował do prokuratury 20 pism o podejrzeniu popełnienia przestępstwa m.in. przez Millera, polskiego akredytowanego przy MAK Edmunda Klicha, ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego i ministra obrony narodowej Bogdana Klicha, z których prokuratura 15 umorzyła lub odrzuciła, a pozostałe nadal rozpatruje.