Teczki osób z tzw. listy Wildsteina należy im udostępniać w trybie przyspieszonym - uznało kolegium IPN-u. Co jednak z osobami, które nie zostały uznane za pokrzywdzone, a których nazwisko widnieje na liście?
Do tej pory droga do teczki była drogą przez mękę. Wprawdzie zaczynało się ją łatwo – zapytaniem o status osoby pokrzywdzonej, ale potem było już gorzej.
Męka oczekiwania. Szacujemy, że sprawy będą realizowane dłużej niż 3-4 miesiące, nawet półmroku albo i dłużej - mówi pracownica Instytutu Pamięci Narodowej. Tak miało być, ale jeśli zacznie działać przyspieszona ścieżka otrzymywania dokumentów, jest szansa, że tak się nie stanie.
Ta ścieżka kończy się odpowiedzią z tzw. wydziału udostępniania. Jeśli otrzymamy status pokrzywdzonego - jest dobrze; jeśli nie - znów zaczyna się męka. Są dwa wyjścia: albo nie znaleziono naszej teczki, albo uznano nas za tajnego współpracownika.
Są takie oddziały IPN, np. w Warszawie, gdzie zainteresowanemu dają do zrozumienia o który z wariantów chodzi. Jednak w Krakowie i Katowicach odpowiedzi są enigmatyczne. Na szczęście, sprawę można drążyć - na pierwotną odpowiedź przysługują odwołania.
I tak przechodząc drogę od naczelnika, prezesa, wojewódzki i naczelny sąd administracyjny, doczekamy się nie tylko odpowiedzi ostatecznej, ale i uzupełnionej o szczegóły.