Pięć dni po krwawym stłumieniu buntu we wschodnim Uzbekistanie, w Andiżanie, sąsiednim Pachtabadzie i w okolicach leżącego na granicy z Kirgistanem miasta Kara-suu nadal słychać strzały.
Według agencji Reutera, to wojsko wierne prezydentowi Isłamowi Karimowowi likwiduje ostatnie ogniska oporu. Przedstawiciele uzbeckiej opozycji twierdzą, że od piątku zginęło tam prawie 750 osób. Najwięcej ofiar jest w Andiżanie, gdzie żołnierze strzelali do demonstrantów z karabinów maszynowych.
Kto dał im prawo do otwarcia ognia, do zastrzelenia mego syna? On zginął bez powodu. Pozostawił trójkę dzieci. Kto wyżywi sieroty? Ja jestem emerytem, jestem stary i ciężko będzie mi się nimi opiekować - żalił się jeden z mieszkańców Andiżanu. Prezydent Karimow zapowiedział, że nie zgodzi się na żadne międzynarodowe śledztwo dotyczące sposobu zdławienia zamieszek.