Do burzliwych manifestacji antyamerykańskich doszło w Bagdadzie, Basrze i Nadżafie. Wojska amerykańskie na kilka godzin otoczyły dom wpływowego duchownego islamskiego Sajeda Moktady al-Sadra. Szyici uznali to za prowokację.
W irackiej stolicy tysiące szyitów zebrało się wokół byłego pałacu Saddama Husajna, w którym mieści się teraz kwatera główna okupacyjnych władz kraju, by zaprotestować przeciwko operacji Amerykanów, wymierzonej w jednego z najbardziej wpływowych duchownych islamskich.
W czasie piątkowych uroczystości Sajed Moktad al-Sadra w ostrym tonie wypowiadał się o okupacji Iraku. Oświadczył, że powołana niedawno Rada Rządząca jest nielegalna, bo w jej skład nie wchodzą wyznawcy islamu.
Al-Sadr oznajmił też, że zrobi wszystko, by przekształcić Irak w państwo islamskie. Krokiem ku temu ma być utworzenie islamskiej rady rządzącej oraz ochotniczej armii Mehdiego. Od wczoraj w meczetach na terytoriach zamieszkanych przez szyitów rozpoczęto rekrutację do tej milicji.
Tymczasem coraz trudniejsza sytuacja sił koalicji w Iraku oraz niegasnące wątpliwości wokół wiarygodności powodów, które podano jak pretekst do interwencji w Iraku, bardzo komplikują sytuację prezydenta Busha i premiera Blaira.
Pierwszy z nich boryka się ze spadającym poparciem Amerykanów i coraz ostrzejszą krytyką demokratów. Drugi musi stawić czoło prawdopodobnie najpoważniejszemu kryzysowi Wielkiej Brytanii od 1997 roku, wywołanemu śmiercią brytyjskiego eksperta od broni masowego rażenia.
W raporcie amerykańskich ekspertów, powołanych przez sekretarza obrony USA Donalda Rumsfelda, wyraźnie zaznaczono, że dla unormowania sytuacji w Iraku decydujące będą najbliższe trzy miesiące. Jeśli w tym czasie siły koalicji nie dokonają wyraźnego postępu w normalizacji warunków życia, a przede wszystkim przywracania porządku i bezpieczeństwa samych Irakijczyków, sytuacja może się wymknąć spod kontroli.
06:20