Przed sądem w Białymstoku rozpoczął się proces 11 strażników miejskich, oskarżonych o niedopełnienie obowiązków i poświadczenie nieprawdy w sprawie dotyczącej użycia fotoradaru. Chodzi o wystawianie mandatów na inne osoby niż kierujące pojazdami.
Funkcjonariusze straży miejskiej w Białymstoku mieli, mimo ustalenia sprawcy wykroczenia, odstępować od jego ukarania. W dokumenty wpisywali inną osobę. Dzięki temu osoba, która kierowała samochodem, unikała mandatu i punktów karnych. Jej mandat przyjmował na siebie ktoś inny, często ktoś z rodziny.
Trwało to dwa lata, do 2008 roku. Strażnikom udowodniono 18 takich przypadków.
Oskarżeni nie przyznają do winy. Prawie wszyscy nadal pracują jako strażnicy miejscy w Białymstoku. Nie pamiętam tej konkretnej sprawy - mówił przed sądem jeden z nich. Opowiadał, że dostał wydrukowane zdjęcie z fotoradaru z podanymi danymi właściciela samochodu i jego rolą było skontaktowanie się z nim. Tymczasem kobieta, która zapłaciła mandat zeznała w śledztwie, że gdy razem z mężem przyszła do Straży Miejskiej w Białymstoku, usłyszała że "to całkowicie obojętne", na kogo będzie wystawiony mandat. Na zdjęciu z fotoradaru rozpoznała syna i w porozumieniu z mężem, wzięła wykroczenie, mandat i punkty karne, na siebie.
Na kolejnej rozprawie zeznawać będą osoby, na których dane były wystawione mandaty. Mają one w sprawie status pokrzywdzonych.