Sąd w Nowym Sączu aresztował na 40 dni byłego rosyjskiego prokuratora Aleksandra Ignatienkę. Reporterzy RMF FM pierwsi informowali o zatrzymaniu Rosjanina przez ABW. Były prokurator jest podejrzany o wspieranie w Rosji nielegalnego hazardu, był poszukiwany przez Interpol na podstawie międzynarodowego listu gończego.
Były prokurator został zatrzymany w niedzielę. Według informacji naszych reporterów, przyjechał do Zakopanego, by spotkać się tam z żoną i dzieckiem. Wiadomo, że cały czas był obserwowany. Kiedy wyjechał z miasta, na zakopiance jego samochód został otoczony przez agentów ABW. Zatrzymanie trwało kilkanaście sekund, prokurator nie stawiał żadnego oporu.
W kraju Rosjanin był głównym organizatorem systemu ochraniania przez organy śledcze podziemnych, nielegalnych kasyn wokół rosyjskiej stolicy. Ta działalność w żargonie rosyjskiego świata przestępczego nazywana jest "kryszowaniem". Przez jego ręce przepływały miliony dolarów. Gdy przepadł w maju, spekulowano, że przebywa na Ukrainie i Białorusi.
Nielegalne "jaskinie hazardu" rosyjska Federalna Służba Bezpieczeństwa wykryła w 15 miastach obwodu moskiewskiego. Skonfiskowano 1200 automatów do gier.
Adwokat Ignatienki, Jakob Adżiaszwili, twierdzi, że ekstradycja jego klienta do Rosji nie jest przesądzona. Przekonuje, że całe postępowanie karne wobec jego klienta toczy się z naruszeniem przepisów. Twierdzi też, że ani on, ani jego klient nie dostali żadnych dokumentów, z których wynikałoby, za co były prokurator jest ścigany. Powinno być chociażby formalne wezwanie do prokuratury. Powinno być określone, w jakim charakterze - czy chodzi o świadka, czy może podejrzanego - mówił Adżiaszwili w wywiadzie dla radiostacji Echo Moskwy.
Szef komisji spraw zagranicznych litewskiego parlamentu Emanuelis Zingeris oświadczył, że zatrzymany w Polsce Aleksander Ignatienko nie miał litewskiego paszportu. Możemy jedynie ubolewać nad rozpowszechnianiem nieprawdziwych informacji dotyczących Republiki Litewskiej - napisał Zingeris w opublikowanym komunikacie.
Rzecznik polskiej Prokuratury Generalnej Mateusz Martyniuk po ponownym zbadaniu sprawy oświadczył, że paszport Ignatienki w rzeczywistości był łotewski. Wcześniej prokuratura omyłkowo informowała, że był to litewski dokument. Pomyłka wynikała z niedokładności przekazu telefonicznego - wyjaśnia Martyniuk.